Reklama

reklama

Debiut Daabu: "to w dużej mierze improwizacja"

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Debiut Daabu: "to w dużej mierze improwizacja"
Koncert zespołu Daab, 7 czerwca 1985 rok.Foto: PAP/Marek Wychowaniec

O historii powstawania pierwszej płyty zespołu Daab opowiadali Andrzej Krzywy, Waldemar Deska i Piotr Strojnowski - pierwszy wokalista zespołu. Poznaliśmy nie tylko kulisy nagrywania albumu...

Posłuchaj

Pierwsza płyta zespołu Daab. "To w dużej mierze improwizacja" (Historia pewnej płyty/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

- Chodziliśmy na próby do kanciapy, w której grał Izrael i Tomek Lipiński. Gdy kończyli, to zaczynały się jamy. Czasem dorwałem się do mikrofonu, Misiu to usłyszał i zaproponował mi, bym zaśpiewał w kapeli reggae. Tak się zaczęło - wspomina Piotr Strojnowski. Pierwszy koncert zespół zagrał na wiosnę 1983 roku.

Andrzej Krzywy pamięta, że kiedy dołączył do Daabu, to część materiału była już gotowa. Muzycy pracowali nad pozostałymi piosenkami, spędzając na próbach osiem godzin dziennie. Z "kanciapy" wyjeżdżali jedynie na koncerty i do domu, by się przespać. - Wiadomo, reggae jest specyficzną muzyką, bardzo trudną, ponieważ trzeba w niej być niezwykle precyzyjnym. Wszystkie elementy muszą się zazębiać, by cała maszyna sprawnie pracowała. Stąd te nasze ciągłe próby - mówi wokalista.

Pierwszym studiem, do jakiego weszli muzycy, było studio radiowej Trójki. Marek Niedźwiecki opowiada, że wyróżniało się ono doskonałą jakością sprzętu i tym, że pracowali w nim bardzo dobrzy reżyserzy nagrań i realizatorzy. Dlatego też cieszyło się dużą popularnością wśród zespołów, które miały nadzieję, że jeśli nagrywają płytę w Trójce, to na jej antenie będzie można potem usłyszeć gotowy materiał.

Drugim miejscem, w którym członkowie Daabu rejestrowali materiał, był warszawski Wawrzyszew. - Ciemny pokój, wielki stół, mnóstwo światełek. Każdy z nas nagrywał po kolei swoje partie. Piotrek Strojnowski zaśpiewał i wyszedł ze studia, posłuchał piosenki i potem nie było go przez kilka dni. Zastanawialiśmy się, co się stało. Ktoś go w końcu znalazł i okazało się, że gdy Piotrek usłyszał swój głos, to stwierdził, że jest tak beznadziejny, że nie będzie śpiewał. Na szczęście przekonaliśmy go, że ma super głos, który bardzo podoba się ludziom - opowiada Andrzej Krzywy.

Wszystkie audycje z cyklu "Historia pewnej płyty">>>

- Pracował z nami wspaniały realizator o nazwisku Wesołowski, który wszystko nam tłumaczył. Nie mieliśmy pojęcia, że trzeba oddzielnie nagrywać tracki, instrumenty. Większość tego, co robiliśmy, to była improwizacja - przyznaje Waldemar Deska.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji.

Na "Historię pewnej płyty" zapraszamy w sobotę od godz. 18.05 do 19.00.

(fbi/mk)

Polecane