Skąd się wziął "Niedźwiedź"?

Z okazji premiery swojej nowej książki "Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie" Marek Niedźwiecki przez cały dzień opowiadał o kulisach jej powstania, ale także o życiu zawodowym i nie tylko...

Skąd się wziął "Niedźwiedź"?

Fragment z książki "Radiota"

Foto: Wydawnictwo Wielka Litera/ mat. prom.

Dzień z Markiem Niedźwieckim cz. 1 (Zapraszamy do Trójki - poranek)
+
Dodaj do playlisty
+

Skąd się wziął "Niedźwiedź"? - Z Szadku, ulica Kościelna 8, z widokiem na kościół i na dzwonnicę i na rynek, bo Szadek to małe miasteczko. I właściwie z tego punktu widać prawie całe miasto - wspomina Marek Niedźwiecki. - Byłem chłopcem grzecznym, przez to, że mama była nauczycielką. Byłem też nieśmiały, czerwieniłem się na każdą okoliczność. Miałem traumę dentysty, który przyjmował w szkole, we wtorki, czwartki i soboty. Pan Seweryn, czyli pomocnik dentysty był postrachem. Chodził w strasznie długim białym kitlu. Wchodził do klasy i mówił: Niedźwiecki, do dentysty. No i szedłem do dentysty. To jest straszne, śniło mi się to po nocach - wspomina.
Dziennikarz dodaje, że byłem dość sprytnym chłopcem. - Nie miałem problemu z grą na akordeonie. Ani też z grą w siatkówkę i koszykówkę, ponieważ zawsze byłem trochę wyższy niż koledzy. Z żadnym z przedmiotów szkolnych nie miałem problemu, więc byłem uczniem piątkowo-czwórkowym - opowiada.

- Od kiedy moja mama się wyprowadziła z Szadku, mój dom zniknął, to nie miałem tam swojego miejsca. Jak przejeżdżałem przez Szadek do Zduńskiej Woli czy Sieradza, gdzie mieszka rodzina, to zatrzymywałem się w rynku, szedłem do sklepu kupić wędlinę, którą pamiętałem z dzieciństwa. Potem zdarzyło się tak, że kuzynka przeniosła się znów do Szadku. Znów mam tam kawałek swojego miejsca. Zacząłem tam jeździć z przyjemnością i radością. Lubię wracać do miejsc, w których byłem szczęśliwy - mówi Marek Niedźwiecki.

Dziennikarz Trójki zdradza, że radio było w jego życiu "od zawsze". - Od kiedy mieliśmy radio Pionier. Wtedy słuchaliśmy tylko Jedynki, odkryłem "Popołudnie z młodością", "Listę Przebojów Studia Rytm". To była mniej więcej połowa lat 60. Mogłem mieć 11, 12 lat. Wsiąkłem w to, podporządkowywałem plan dnia temu, co się dzieje w radiu. Audycjom, które chciałem posłuchać i nagrać. Radio było prawdziwym oknem na świat, bo w Szadku było jedno kino - "Rolnik", jedna biblioteka i szkoła. Z instytucji kulturalnych, to wszystko. Skupiałem się na słuchaniu, przede wszystkim muzyki. Wiedziałem, że jak dorosnę to chcę być Panem Markiem z radia - wyznaje.

Legendarny dziennikarz Trójki prezentuje się w szczerej, chwilami bolesnej, ale zazwyczaj pogodnej i zabawnej książce, która wyjaśnia, skąd się biorą Niedźwiedzie. Nie wszyscy wiedzą -  co podkreśla wydawca książki wydawnictwo Wielka Litera - jaką cenę ten chłopak z Szadku zapłacił za popularność. W swojej nowej książce Marek Niedźwiecki opowiada nie tylko o drodze, jaką rozpoczął w prowincjonalnym miasteczku, ale też o samotności z wyboru, w której żyje w Warszawie.

Benefis Marka Niedźwieckiego w radiowej Trójce>>>

Mówi też dużo o muzyce, która nie odstępuje go na krok. W "Radiocie" gra w piłkę na cmentarzu, mieszka w zapluskwionym akademiku, w lesie nadaje audycję dla samego siebie, skręca autem tylko w jedną stronę, odkrywa, że Australia to jego ląd wymarzony. Ucieka…

 

(ei/mp)

Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.