Ręce Witolda Rowickiego wyznaczały ścieżki

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Ręce Witolda Rowickiego wyznaczały ścieżki
Foto: glow images/East News

- On miał pierwotny talent dyrygencki. Był naturszczykiem. Jego dłonie wyzwalały pewne brzmienie i ekspresję z orkiestry - w pierwszej audycji nowego cyklu "Witold Rowicki - portret wielokrotny" o cechach warsztatu dyrygenckiego, o pracy z orkiestrą i repertuarze artysty mówili dyrygenci: Tadeusz Strugała i Antoni Wit.

Posłuchaj

Muzyczne ciało Witolda Rowickiego - wspomnienia Tadeusza Strugały i Antoniego Wita (Rozmowy o muzyce/Dwójka)
+
Dodaj do playlisty
+

"Muzyka jest w moim życiu czymś najważniejszym. To ona ułożyła całe moje życie. Związek ten trwa nieprzerwanie od najmłodszych lat mimo różnych komplikacji natury wewnętrznej i trudności związanych ze środowiskiem, w którym przyszło mi żyć".

Serwis specjalny: Witold Rowicki w Polskim Radiu >>>
Słowa te rozpoczynają opublikowane właśnie Zapiski dyrygenta Witolda Rowickiego – garść wspomnień, ale przede wszystkim refleksji artysty, którego wybitna osobowość w pewnym momencie stała się dominantą polskiego życia muzycznego. Jego biografię zresztą można odczytywać bardzo symbolicznie, bo odbijają się w niej losy generacji, której dane było dojrzewać w Polsce odrodzonej, a dojrzałe życie wieść w czasach PRL-u. Rowicki urodził się w Taganrogu – już nawet poza kresami dawnej Rzeczypospolitej, po repatriacji ze Związku Radzieckiego w 1923 roku uczył się i mieszkał w Żywcu i Nowym Sączu. Następnymi miejscami na mapie jego życia stały się Kraków (studiował tu w Konserwatorium, uczył, a w latach 1940-44 grał w Orkiestrze Filharmonii Generalnego Gubernatorstwa), a po wojnie Katowice i w końcu (od 1950) Warszawa.

Niełatwo jest dziś uświadomić sobie, w jakich okolicznościach przychodziło działać ówczesnym artystom. Zniszczony kraj, zburzone gmachy, nieistniejące instytucje. Rowicki – świetny, zapalony organizator – położył ogromne zasługi w przywracaniu normalności polskiego życia muzycznego. Organizował praktycznie od zera najpierw Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach (1945), a parę lat później Filharmonię Warszawską, która szybko stała się Filharmonią Narodową. Prowadził ją zresztą najdłużej w swojej karierze, przez 25 lat.

Jednak nade wszystko Witold Rowicki był dyrygentem – "miał muzykę we krwi, w nerwach, w palcach, w duszy i ciele”, jak określił to w świetnym eseju (napisanym w rok po śmierci Rowickiego) Bohdan Pociej. I dodawał: „sztukę Jego cechowała ekspresja bezpośrednia […] zawsze zespolona z klasyczną dyscypliną formy, z precyzją wręcz zegarmistrzowską i elegancją gestu. […] Wiedział dobrze, że dyrygent na koncercie jest w równej mierze dla orkiestry, jak i dla publiczności, a może nawet bardziej dla publiczności”.

Repertuar Rowickiego był bardzo szeroki, gdzieś od Corellego i Vivaldiego po muzykę najnowszą, obecną na festiwalach „Warszawska Jesień”, ale z akcentem na późnym romantyzmie (Brahms i Czajkowski) i klasykach XX wieku (Bartók, Strawiński i Schönberg). Jednak największym pietyzmem otaczał twórczość kompozytorów polskich. Dzieła Karola Szymanowskiego mogą posłużyć tu za przykład sztandarowy. A poza wszystkim, bez jego entuzjazmu dla rodzimej twórczości, bez osobistej inspiracji i zamówienia, może nie powstałoby takie arcydzieło muzyki polskiej, jak Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego.

Audycję przygotował Marcin Majchrowski.

mc/bch

Polecane