Polscy ratownicy zakończyli akcję w Libanie

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Polscy ratownicy zakończyli akcję w Libanie
Polscy ratownicy przed wylotem do LibanuFoto: PAP/Mateusz Marek

Zakończyła się właśnie misja polskich ratowników, którzy kilka dni temu udali się do Libanu, by pomagać ofiarom potężnego wybuchu, który wstrząsnął w minionym tygodniu Bejrutem. O akcji ratowniczej opowiada jej dowódca st. bryg. Mariusz Feltynowski.

Gubernator Bejrutu poinformował, że wybuch zabił 220 osób. Przez miasto przechodzą też gwałtowne protesty Libańczyków, którzy chcą dymisji władz. Ze stanowisk rezygnują kolejni ministrowie. Na gruzowisku w porcie zakończyła się tymczasem akcja ratunkowa. Wśród ekip poszukiwawczych byli też polscy strażacy, którzy w poniedziałek wieczorem wrócą do Polski.

– Prace poszukiwawcze żywych osób zostały zakończone. Nadal pracuje na miejscu grupa rosyjska. Nie ma jednak nadziei, by odnaleźć tam kogokolwiek żywego – mówi st. bryg. Mariusz Feltynowski.

W skład grupy strażaków weszło: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Grupą dowodził st. bryg. Mariusz Feltynowski, kierujący wcześniej działaniami ratowniczymi w czasie misji po trzęsieniach ziemi na Haiti i w Nepalu.

Razem ze strażakami poleciał 11-osobowy zespół medyczny z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. W jego skład weszli zarówno lekarze, jak i specjaliści ds. pomocy humanitarnej, którzy na miejscu zajmowali się m.in. oceną potrzeb i rozdziałem pomocy, w taki sposób, by trafiała ona do osób najbardziej potrzebujących.


Posłuchaj

9:59
Polscy strażacy wracają z Bejrutu (Zapraszamy do trójki - ranek)
+
Dodaj do playlisty
+

 

– Bezpośrednio po wylądowaniu skontaktowaliśmy się z koordynującą działania armią libańską. Nie weszliśmy jednak od razu do działań, bo musieliśmy wykonać testy na Covid-19 i dopiero po uzyskaniu ich wyników, przydzielono nam sektory pracy. Działaliśmy w samym epicentrum wybuchu, podzieleni na grupy, przez całą dobę: prowadziliśmy poszukiwania ocalałych, udzielaliśmy pomocy rannym i ocenialiśmy stopień uszkodzeń budynków. Niestety ani ratownicy krajowi, ani społeczność międzynarodowa, nikt nie znalazł ani jednej żywej osoby – wyjaśnia dowódca polskiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej.

Polska baza operacji ratowniczej usytuowana była w odległości 300 metrów od epicentrum wybuchu. W czwartek ratownicy dostali do dyspozycji strefę, w której mogli prowadzić działania operacyjne – nazwany roboczo "strefą J" obszar obejmował cywilny sektor poza samym portem. Z mapy ilustrującej podział stref wynika, że polskim strażakom przydzielono największy z obszarów. Obok Polaków zgodę na tak zaawansowane działania otrzymali tylko Francuzi. Działania, które zaczęto od rozpoznania sytuacji z użyciem psów ratowniczych i sprzętu do lokalizacji, prowadzono w dwóch zespołach od piątku do niedzieli.

– To praca systematyczna. Najpierw idzie grupa rozpoznania, która ocenia prawdopodobieństwo, gdzie mogą wciąż znajdować się żywe osoby. Jeśli psy potwierdzą zapach żywego człowieka, wprowadza się kamerę endoskopową i szukamy kontaktu wzrokowego. Prowadzi się również poszukiwania nasłuchem. Jeśli otrzymamy potwierdzenie, zaczynamy wydobycie takiej osoby, zabezpieczamy ją medycznie i przeprowadzamy ewakuację – opisuje ratownik.

***

Tytuł audycji: Zapraszamy do Trójki – ranek
Prowadzi: Marcin Łukawski
Gość: st. bryg. Mariusz Feltynowski (dowódca polskiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej w Bejrucie)
Data emisji: 10.08.2020
Godzina emisji: 8.15

IAR/ml

Polecane