Martwa Droga - poznaj tajemnicę szlaku umarłych
2013-10-29, 17:10 | aktualizacja 2013-10-30, 11:10
- Tajga bardzo szybko odzyskuje to, co jej zabrano. Po nigdy nieukończonej Transpolarnej Magistrali Kolejowej pozostały: nasyp kolejowy, fragmenty torów, wiadukty, liczące nawet po kilkadziesiąt metrów, fragmenty linii energetycznych. Magistralę budowali więźniowie łagrów, dziesiątki tysięcy z nich umarło z wycieńczenia - mówi podróżnik Tomasz Grzywaczewski.
Posłuchaj
W roku 1949 setki tysięcy ludzi rozpoczęło budowę ostatniego, monumentalnego dzieła Józefa Stalina – linii kolejowej, która miała ciągnąć się przez 1300 kilometrów w dalekiej, północnej Syberii. Magistrala miała łączyć dwa miasta Salechard nad rzeką Ob i Igarka nad Jenisejem.
Budowę przerwano gwałtownie po 4 latach pracy, po śmierci Stalina. Ukończone wówczas było 700 km trasy. - Przy powstaniu trasy pracowały tysiące więźniów łagrów. Szacunki mówią o 100 tys., a nawet 300 tys. osób pracujących niewolniczo, w nieludzkich warunkach na dalekiej Północy. Ile istnień pochłonęła droga umarłych? Nikt tego nie wie. Mówi się o 20-30 tys., a nawet 120 tys. – przyznaje gość "Do południa", który badał pozostałości magistrali.
Zachowały się także pozostałości łagrów, sowieckich obozów koncentracyjnych. - Więźniowie pracujący niewolniczo przy budowie Transpolarnej Magistrali Kolejowej mieszkali w obozach oddalonych od siebie o 10-15 km. Obecnie większość z nich jest zniszczona albo przez przyrodę, albo przez ludzi. Te położone bliżej cywilizacji zostały rozebrane. Nam udało się dotrzeć do łagrów, które się w większości zachowały. Wciąż stoją tam wieżyczki strażnicze, zasieki z drutu kolczastego, budynki administracji – opowiada Tomasz Grzywaczewski.
Teren budowy trasy opuszczano w pośpiechu . - W ciągu kilku tygodni ewakuowano dziesiątki tysięcy więźniów, cały personel administracyjny, porzucono całe składy, węglarki, lokomotywy, wagony. To wszystko tam pozostało i rdzewieje – mówi gość Pawła Drozda. Jak dodaje, mieszkańcy tych terenów wykorzystują na opał drewno z baraków, w których mieszkali więźniowie. - To zupełnie inna świadomość. Nikt z nas nie wyobraża sobie takiego potraktowania budynków znajdujących się Auschwitz – konstatuje gość "Do południa"
Tomasz Grzywaczewski przyznaje, że warunki panujące w tajdze są ogromnie trudne, nie tylko zimą, kiedy temperatura spada do minus kilkudziesięciu stopni. Paradoksalnie gorzej jest latem, kiedy "wieczna zmarzlina rozmarza zamieniając tajgę i tundrę w wielkie trzęsawisko".
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy, którą przeprowadził Paweł Drozd.
Na audycję "Do południa" zapraszamy od poniedziałku do czwartku od godz. 9.00 do 12.00.
(gs)