Maanam być dobrze
2013-10-17, 15:10 | aktualizacja 2013-10-17, 15:10
– Nic nie jest stałe. Nie warto ślepo się przywiązywać, bo rozstania są bardzo bolesne – mówi Marcin Ciempiel, gitarzysta basowy, który w swojej długiej karierze współpracował m.in. z Oddziałem Zamkniętym, Maanamem, Tiltem, ale także grupami Apteka, One Million Bulgarians czy Wilki.
Posłuchaj
Jego przygoda z muzyką rozpoczęła się w podstawówce, kiedy trafił do chóru "Lutnia". Choć nauczyciele proponowali, by poszedł do szkoły muzycznej, rodzice oczekiwali, że syn zdobędzie konkretny zawód. Marcin Ciempiel wybrał więc warszawskie Technikum Elektroniczne im. gen. Zajączka. – Tam spotkałem pana Mariana, który był instruktorem w kółku muzycznym. Nauczył mnie pierwszych dyskotekowych numerów: Eruption "One Way Ticket", coś z Boney M – śmieje się rozmówca Anny Gacek.
Potem przyszedł czas na odkrywanie rocka. – Zaczęło się od "Atom Heart Mother" Floydów, później były wszystkie płyty Zeppelinów, w międzyczasie albumy Purpli, no i Black Sabbath. Następnie przyszła fascynacja art rockiem: Yes, Emerson Lake & Palmer i oczywiście Rush. Chciałem być jak Geddy Lee, który gra na basie i śpiewa – mówi bohater audycji "Historia pewnej płyty", wspominając swój pierwszy zespół XXCS, założony z kolegami ze szkoły.
– Potem już poleciało ostro: wystąpiliśmy w Jarocinie, mieliśmy menedżera ze stołecznej Estrady, zaczęliśmy jeździć w okolicach Warszawy i grać koncerty w domach kultury. Podczas jednego z takich występów podszedł do mnie Wojciech Łuczaj-Pogorzelski z Oddziału Zamkniętego i złożył mi propozycję nie do odrzucenia – zapytał, czy nie chciałbym dołączyć do jego zespołu. Z Oddziałem Zamkniętym zagrałem ok. 200 koncertów, przez rok miałem super szkołę rock'n'rolla. Byłem bardzo młodym człowiekiem, zachowywałem się trochę jak kosmita, z dnia na dzień stałem się rozpoznawalny – wspomina Marcin Ciempiel.
Kolejną grupą, do której trafił młody muzyk, był Maanam. – Marek Jackowski postanowił stworzyć nowy skład, dostałem się do niego – mówi basista i opowiada, jak z Maanamem odwiedził Skandynawię, pojechał w 30-dniową trasa po RFN. – Tam zobaczyłem, co to znaczy profesjonalny, światowy sposób pracy i koncertowania. Mieliśmy całą ekipę, ktoś nosił i podawał nam na scenie gitary. Zupełnie inna jakość, aparatura, akustyk, menedżer trasy... Jak mawiał Marek Jackowski, Maanam być dobrze – śmieje się Marcin Ciempiel i zaznacza, że od lidera grupy nauczył się tworzenia "muzyki duszy". – Marek zawsze był mistykiem, zawsze miał wizję – dodaje.
Miejscem, wokół którego ogniskowała się aktywność ówczesnej sceny rockowej w stolicy, był klub Remont. Tam też powstała kolejna grupa z Marcinem Ciempielem w składzie – Fotoness. Z tego zespołu przetrwała znajomość z Tomkiem Lipińskim, dzięki czemu basista zasilił skład Tiltu. – Zarejestrowaliśmy wspólnie jedną płytę, zagraliśmy wiele udanych koncertów, ale ja się wtedy… zakochałem. Ożeniłem się z Barbarą, ale nie bardzo mieliśmy gdzie mieszkać, zacząłem wyjeżdżać na saksy do Francji. Znikałem na trzy miesiące, Tomek chyba się tym zmęczył. Nie dało się tego ciągnąć dalej. Dość naturalnie rozeszła się ta współpraca – wspomina muzyk.
Na kolejną część opowieści Marcina Ciempiela w audycji "Historia pewnej płyty" zapraszamy w sobotę 19 października o godz. 18.05.