"Kościoły wydają dziwne odgłosy"
– Kobiety często są sprawniejszymi organmistrzami niż mężczyźni – przekonuje Antoni Szydłowski, którego dwie córki kontynuują rodzinną tradycję. Mówią o nim: mistrz.
Foto: Glow Images/East News
Panie Katarzyna i Agnieszka to już drugie pokolenie organmistrzów w rodzinie Szydłowskich. Wszystkiego nauczyły się od ojca. Żeby konstruować organy, muszą cały czas rozwijać wiedzę z historii, budowy organów, stolarstwa, kaletnictwa, muzyki. Ale bez miłości, pasji, poświęcenia dla zawodu nie byłoby takiego uznania w środowisku. Jak mówią są szczęściarzami, bo do pracy "chodzą" z przyjemnością.
Wspominają, że od najmłodszych lat jeździły z ojcem "na fuchy". – Ludzie, którzy nie przebywają tyle co my w kościołach, nie słyszą, jak drewno pracuje, jak ławki się rozsychają. Na początku byłam spanikowana – mówi jedna z sióstr. A druga dodaje, że już jako dziewczynki musiały być bardzo uważne: – Któregoś razu, schodząc po wydeptanych schodach z małym pudełeczkiem z cynowymi piszczałkami, poślizgnęłam się i upadłam. Na szczęście zawartość pozostała nietknięta.
– Organmistrzostwo zawsze stało na szczycie wszystkich rzemiosł artystycznych. To kwintesencja i synteza wielu zawodów: stolarstwa, ślusarstwa, blacharstwa, prac wiązanych, kaletnictwa, elektryki, czasami elektroniki. No i oczywiście całego zagadnienia związanego ze stroną brzmieniową instrumentu – zaznacza Antoni Szydłowski, którego córki nazywają mistrzem.
– Znajomi, kiedy widzą nasz domowy warsztat, wpadają w zachwyt i depresję jednocześnie. Zastanawiają się, dlaczego sami nie mają takiej pracowni, więc im odpowiadam: bo nie macie takich córek – śmieje się dumny ojciec.
Zapraszamy do wysłuchania reportażu "Tata - mój mistrz" autorstwa Romy Leszczyńskiej.
Posłuchaj innych Trójkowych reportaży >>>
(mk)