Krzysztof Miller: gnało mnie na wojnę, zachorowałem, ale pojadę jeszcze
2013-03-18, 10:03 | aktualizacja 2013-03-18, 21:03
- Jak "Bitwa pod Grunwaldem" Matejki stała się naszym wyobrażeniem tamtych chwil, tak ja chciałbym, aby wielkie wydarzenia, które fotografowałem, były widziane przez pryzmat moich zdjęć - mówi Krzysztof Miller, jeden z najlepszych polskich fotoreporterów.
Posłuchaj
- Moje pierwsze spotkanie z wojną, nie było spotkaniem żołnierza z frontem, ale raczej spotkaniem Piotrusia Pana - mówi Krzysztof Miller, fotoreporter wojenny w rozmowie z Michałem Nogasiem. - To była podróż do byłej Jugosławii, gdzie wysłano mnie razem z Marią Wiernikowską - wspomina gość Trójki.
Miller podkreśla, że do pierwszego wyjazdu nie był w żaden sposób mentalnie przygotowany. - Bo nawet nie da się tego zrobić. Nie byłem ani na "nie” ani na "tak". Nie miałem specjalnych obaw, ale też nie byłem w euforii - tłumaczy.
Przez lata siedział w okopach, podróżował po świecie szlakiem wojen, konfliktów, wydarzeń. Chcieli z nim jeździć: Maria Wiernikowska, Wojciech Jagielski, czy Paweł Smoleński. Był – między innymi - w Afganistanie, Czeczenii, Gruzji, Iraku i Kongu… Przywoził tysiące zdjęć, patrzył na śmierć z odległości kilku metrów, ale zawsze chciał być w centrum wydarzeń. Aż wreszcie - w roku 2011 - dopadło go. Specjaliści uznali, że to PTSD, czyli zespół stresu pourazowego.
Pojawiły się stany lękowe, depresje. Rozpoczęła się długa i żmudna terapia. Dlatego też powstała książka "13 wojen i jedna", prawdziwa historia reportera wojennego.
- Na wojnie przeraziło mnie okrucieństwo i bezwzględność. Ogromnym wstrząsem było to, że wojna dotyka absolutu, czyli życia i śmierci człowieka, szczęścia i nieszczęścia, destrukcji i dramatu - mówi fotograf.
I wydawało się, że Miller nie ma zamiaru już wracać w miejsca, gdzie toczą się walki. A jednak... - Polska Akcja Humanitarna organizuje wyjazd do Syrii. Jak będą robili konwoje, to się z nimi zabieram - zdradza Krzysztof Miller.