"Ojciec do końca wychylał toasty za Stalina"
Marina Hulia wspomina dzieciństwo w Związku Radosnym, jak nazywa młode lata w ZSRR. Potem zaczęła go lepiej poznawać.
Foto: Wikipedi/CC/shakko
Marina Hulia urodziła się na terenie dzisiejszej Ukrainy, jej matka była Białorusinką, a ojciec Rosjaninem. Dzieciństwo w ZSRR wspomina jako szczęśliwe. W miarę dorastania przejrzała na oczy. Pamięta książki, które jej w tym pomogły, a pojawiły się podczas pierestrojki; choćby "Dzieci Arbatu".
Przynaje jednak, że nie angażowała się w politykę w czasie, gdy ZSRR upadał. Wszyscy jednak obserwowali, co się dzieje; zobaczyli powstające z niebytu Białoruś i Ukrainę. Ojciec Mariny był przesiąknięty ideologią, matka natomiasrt przyjęła zmiany pozytywnie. - Ojciec do końca życia wychylał toasty: Za Radinu! Za Stalina! - mówi Marina.
Skończyła filologię rosyjską, została wicedyrektorką szkoły z półtora tysiącem uczniów. Potem przyjechała do Polski, najpierw do Bydgoszczy, potem do Warszawy. Uczyła języka rosyjskiego.
Ale pewnego dnia wizyta w ośrodku dla uchodźców na ulicy Ciołka zmieniła jej życie. Zajęła się pomocą czeczeńskim dzieciom. Tam też poznała swoją przyjaciółkę, Czeczenkę Hebdę Dibirową, z którą od ośmiu lat są nierozłączne.
Wszystkie audycje z cyklu "Godzina prawdy" znajdziesz TU<<<
Poza tym Marina jest autorką książek, śpiewa i recytuje. W ramach akcji "Powrót do wolności" założyła zespoły taneczne i muzyczne w zakładach karnych na terenie Warszawy.
W piątek opowiedziała Michałowi Olszańskiemu o swojej pracy, pasjach, trudnej miłości do mężczyzny i prawdziwej przyjaźni.
agkm, ed