Polityczny klincz w Rumunii potrwa do jesieni
- Rumuni są sfrustrowani postępowaniem całej klasy politycznej w ich kraju. Mają dość korupcji i braku kompetencji, ale nie mają też nadziei na żadną zmianę - uważa Tomasz Dąborowski z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zawieszony w obowiązkach prezydent Rumunii Traian Basescu podczas konferencji po ogłoszeniu wyników referendum o jego odwołanie. Głosowanie jest nieważne, gdyż nie osiągnięto wymaganego progu wyborczego. W referendum wzięło udział jedynie 46,23 proc. uprawnionych.
Foto: fot. PAP/EPA/BOGDAN BARAGHIN
Rządząca w Rumunii centrolewicowa koalicja - Unia Społeczno-Liberalna (USL) oskarżyła prezydenta Traiana Basescu o naruszenie konstytucji. Trybunał Konstytucyjny uznał, że faktycznie przekroczył on swoje uprawnienia, ale nie doszło do złamania konstytucji.
29 lipca odbyło się w Rumunii referendum w sprawie odwołania Basescu, ale do urn nie pofarygowała się nawet połowa uprawnionych do głosowania.
- Tylko dlatego prezydent zachował swój fotel, ale straciłby go, gdyby referendum było ważne, gdyż wśród głosujących uzyskał dramatycznie niskie poparcie (11,12 proc.) - komentuje Tomasz Dąborowski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jego zdaniem porażkę poniósł także premier Victor Ponta, któremu nie udało się pozbyć przeciwnika. Dodatkowo jego działaniami zainteresowała się Komisja Europejska. - Aby impeachment mógł zostać przeprowadzony ograniczono kompetencje trybunału konstytucyjnego, obniżono wymagany próg wyborczy - wyjaśnia ekspert, a Beata Płomecka z Brukseli donosi, że oba rozwiązania zostały odrzucone w KE.
Zdaniem Dąborowskiego trudna sytuacja w Rumunii potrwa co najmniej do wyborów parlamentarnych wyznaczonych na listopad 2012 roku. Tym bardziej, że na politycznej scenie tego kraju od dawna nie pojawiają się żadne nowe postaci.