Prezydentowi się nie odmawia

- Po latach ta kobieta odważyła się opowiedzieć historię o relacji seksualnej z prezydentem USA. Jej opowieść jest niezwykle naiwno-szczera - mówi Joanna Piotrowska o książce Mimi Alford "Stażystka”.

Prezydentowi się nie odmawia

Fragment okładki książki "Stażystka"

"Klub Trójki" - 16 maja 2012
+
Dodaj do playlisty
+

Lato 1962 roku. Dziewiętnastolatka z dobrego domu przyjeżdża na staż do Białego Domu. Po czterech dniach zostaje kochanką prezydenta Kennedy'ego. Ich romans trwa do śmierci JFK. Historia dla tabloidów? Tak, również.

"Stażystka” to bestseller w Ameryce. Mimi Alford pisze po latach: "Zastanawiam się czy mogłam mu się oprzeć? Moja szczera odpowiedź brzmi: nie". - To historia kobiety, która po latach odważyła się opowiedzieć historię o relacji seksualnej z prezydentem Stanów Zjednoczonych, bo to nie był romans, równa relacja - przekonuje Joanna Piotrowska, założycielka Feminoteki. Gość Dariusza Bugalskiego tłumaczy, że Mimi poniosła olbrzymie konsekwencje sekretu, niczym nie zawiniła. Była zadurzona w prezydencie, a kochały się w nim tysiące Amerykanek. Dla dziewczyny z prowincji wylądowanie w Białym Domu i to, że zwrócił na nią uwagę sam prezydent, było niezwykłym wydarzeniem.

- Bardzo szczerze mówi o swoich przeżyciach. Nie gloryfikuje siebie, przedstawia się jako osoba dosyć naiwna, która robiła rzeczy, z których nie jest dumna. Ma niewiele na swoje usprawiedliwienie. Nie żałuje. Nie czuje się wykorzystana. Tak się po prostu zdarzyło - opowiada dr Tomasz Płudowski, amerykanista z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Collegium Civitas.
Biały Dom z kart "Stażystki" to obraz domu publicznego utrzymywanego na rzecz JFK, gdzie są sami stręczyciele i młode panienki pluskające się w prywatnym basenie prezydenta. -  Wszystko było skrzętnie ukrywane. Bardzo długo nie wypadało mówić o Kennedym źle, bo zginął tragicznie i dopiero po wielu latach zaczęto pisać biografie, kobiety zaczęły mówić - wyjaśnia Joanna Piotrowska.

Tomasz Płudowski przekonuje, że władza od zawsze była afrodyzjakiem i jeszcze do lat 60., 70. w Ameryce romanse uchodziły politykom na sucho. Zdarzali się wcześniej prezydenci, którzy mieli kochanki, pierwsza dama, która miała kochankę. - Eleanor Roosevelt podczas gdy była pierwszą damą, miała partnerkę, która mieszkała w Białym Domu. O takich rzeczach publicznie się nie mówiło, co więcej Amerykanie nie wiedzieli nawet, że Roosevelt poruszał się na wózku inwalidzkim - mówi gość Trójki. Powszechną praktyką było ukrywanie życia prywatnego, szczegółów uznawanych za wstydliwe i rzeczy, które mogły zagrozić wizerunkowi prezydenta jako przywódcy kraju. Na podobnej zasadzie skrywano romanse JFK.
Jak "trzecia fala feminizmu" zmieniała obyczajowość Amerykanów i jak dziś w podobnej sytuacji zachowałaby się współczesna Mimi, posłuchaj całej rozmowy w audycji "Klub Trójki - 16 maja 2012".

(ed)