Egipt: ukradziona wolność

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Egipt: ukradziona wolność
Zamieszki na Placu Tahrir w KairzeFoto: (fot. PAP/EPA/KHALED ELFIQI)

- Nam jest z grubsza wszystko jedno, dopóki nasze chińskie trampki spokojnie przepływają przez Kanał Sueski - mówi Jarosław Kociszewski, wieloletni korespondent Polskiego Radia na Bliskim Wschodzie.

Posłuchaj

"Trzy strony świata" - 23 listopada 2011
+
Dodaj do playlisty
+

- Świat może widzieć Egipt demokratyczny, może widzieć w Egipcie dyktaturę – wszystko jedno, pod warunkiem, że Egipt jest stabilny i nie zagraża jednemu z głównych szlaków handlowych. Stąd i Amerykanie i Europejczycy nie naciskali szczególnie na wojskowych, by ci wdrażali rzeczywiste reformy demokratyczne. Teraz trzeba się obudzić, ponieważ nowe starcie grozi chaosem i tym, że poleje się krew – przewiduje Jarosław Kociszewski, wieloletni korespondent Polskiego Radia na Bliskim Wschodzie.

Plac Tahrir w Kairze znów zawrzał. Niemal rok temu demonstranci domagali się ustąpienia egipskiego prezydenta Hosniego Mubaraka. Mubaraka z piedestału stracono, ale na swoich miejscach zostali inni ludzie reżimu. Rewolucja się nie dokonała. Kto ukradł Egipcjanom wolność i czemu świat nie wsparł ruchów wolnościowych w tym kraju?

- Wiele na to wskazuje, że armia ukradła tym ludziom rewolucję. W lutym wydawała się być zbawcą, siłą, która rozdzieliła demonstrujących od policji. Armia wywodząca się z elit, które rządziły w czasach Mubaraka, postanowiła rozmyć tę rewolucję i de facto przejąć władzę – mówi gość Ernesta Zozunia.

Jarosław Kociszewski ocenia, że choć w poniedziałek mają się rozpocząć wybory, które będą trwały aż do wiosny, to wyłonią one parlament w zasadzie bez władzy, który nie będzie w stanie powołać nowego rządu. - Propozycje konstytucji, jakie zgłasza armia, wskazują, że planuje ona zostać u władzy. Wojskowi sami będą definiowali zewnętrzne i wewnętrzne zagrożenia dla Egiptu. Egipcjanie tego nie chcą i dlatego wrócili na plac Tahrir – przekonuje dziennikarz. I jak się okazuje mają już pierwsze wyniki: wybory prezydenckie odbędą się do lipca, a nie jak chcieli wojskowi pod koniec przyszłego roku.

Gość Ernesta Zozunia ocenia, iż każdy wynik, który zapewni stabilizację w Egipcie, będzie do zaakceptowania dla Zachodu, zaś siłą Egipcjan jest to, że działają sami. - To oni się zorganizowali, by obalić Mubaraka. Potrafią dbać o własne interesy i nie dają się też armii wodzić za nos. Jednego dyktatora obalili, teraz uzyskują koncesję od armii, wygląda na to, że są na tyle dojrzałym krajem, że nie dadzą się aż tak manipulować. Otwarta interwencja Zachodu groziłaby radykalizacją nastrojów w Egipcie i tym, że przyszłe władze będą nieprzychylne Zachodowi – tłumaczy.

W audycji także relacja Michała Żakowskiego o tym, co dzieje się na placu Tahrir. Aby dowiedzieć się więcej, posłuchaj całej rozmowy.

Audycji "Trzy strony świata" można słuchać w poniedziałki i środy o godz. 16.45.

(ed)



Polecane