Jerzy Stuhr ratuje Watykan
- W trakcie pracy nad "Habemus papam" reżyser powiedział mi, że chce pokazać Watykan może trochę naiwny, może trochę dziecinny, ale ludzki. Ten film zaprasza do rozmowy - mówił w Trójce Jerzy Stuhr, odtwórca jednej z głównych ról we włoskim filmie o kardynale, który nie chciał zostać papieżem.
Jerzy Stuhr i Michel Piccoli w filmie "Habemus Papam"
Foto: źr.youtube.com
Ponieważ Nanni Moretti to twórca związany z włoską lewicą, a w dodatku jego najnowszy film zapowiadano jako komedię o… konklawe, spodziewano się skandalu. Z perspektywy polskiej decyzja Stuhra, by w filmie zagrać, pozwalała domyślać się, że nie będziemy mieli do czynienia z dziełem antykatolickim.
- Tymczasem pierwsza recenzja tego filmu ukazała się w Radiu Watykańskim i była pozytywna. Wszyscy się zdumieli, że ten reżyser, znany ze swoich poglądów, nagle z takim szacunkiem, a nawet sympatią, empatią, odniósł się do obcej sobie instytucji - mówi w "Klubie Trójki" Jerzy Stuhr, odtwórca roli rzecznika Marcina Rajskiego, która specjalnie dla niego została napisana.
Rzecz nie w poprawności
Aktor przyznaje, że na planie "Habemus Papam - mamy papieża" nieustannie toczyły się dyskusje o granicy między humorem a wyśmianiem.
- Nawet w Polsce w tym czasie pojawiały się głosy krytyczne wobec hierarchii kościelnej, ale Nanni zrezygnował z pazura chyba właśnie dlatego, by pokłonić się nad ludźmi. Bohaterowie tego filmu to są ludzie cierpiący, chorzy, cieszący się z małych sukcesów, takie podejście dominowało w realizacji tego przedsięwzięcia. Tam nie ma właściwie złych, negatywnych bohaterów - wyjaśnia aktor.
Włoskie prawo do śmiechu
W mediach film określany jest jako dramat, widząc reakcje publiczności gość Jerzego Sosnowskiego uznaje go za komedię, ale najlepiej do "Habemus Papam" pasuje włoskie określenie "bolesna komedia".
- W tradycji włoskiej kinematografii leży komediodramat, którego mistrzem był Fellini. To nie przypadek, że Moretti, który był uczniem i asystentem sławnego reżysera jest w tym gatunku niezwykle wprawny i wyczulony - podkreśla Stuhr.
W jednym z wywiadów aktor powiedział, że Włosi umieją z Watykanu żartować i nie bluźnić. W Trójce dodaje, że być może z uwagi na wieki koegzystencji z państwem watykańskim, czasem niełatwej, Włosi mogą sobie pozwolić na więcej, mają jakby większe prawo do żartu. - W kinematografii włoskiej to bardzo widać.
Jak Apacz do laika
Aktor odrzuca obawę, że film spotka się tylko z zainteresowaniem osób wierzących, a zupełnie nie trafi do przeciwników obecności Kościoła w życiu publicznym. - To tak, jakby ktoś był przeciwko Indianom i nie chciał obejrzeć filmu o Apaczach - mówi.
- Kino ma ten niezwykły dar pokazywania rzeczywistości, której się nie zna, a można poznać poprzez ekran. Ja osobiście właśnie dlatego lubię filmy chińskie.
Dlaczego Jerzym Stuhrem wstrząsnął pusty balkon, jak skompromitowała się psychoanaliza i dlaczego młodzi nie chcą autorytetów?
O tym, a także o długoletniej przyjaźni z Nannim Morettim, współpracy z nim i Michelem Piccolim na planie oraz odbiorze "Habemus papam" przez publiczność z różnych kręgów kulturowych aktor opowiadał w audycji "Klub Trójki, 18 października 2011". Zapraszamy do jej wysłuchania oraz obejrzenia galerii zdjęć z planu filmowego.
(asz)