James Hetfield: "czarny album" Metalliki nie miał być przełomem
Piotr Metz rozmawiał z liderem najsłynniejszej heavy-metalowej formacji świata o legendarnym albumie, który rozszedł się w nakładzie 14 milionów egzemplarzy.
Metallica w trakcie koncertu w Londynie
Foto: Wikipedia/Kreepin Deth
W ostatnim czasie Metallica raz po raz elektryzuje fanów doniesieniami na temat płyty "Lulu" nagranej wspólnie z samym Lou Reedem (premiera: 31 października). Zapowiada się przełomowy album w dorobku jednej z najważniejszych rockowych grup lat 90. Czy będzie to wydarzenie na miarę słynnego bestselleru z 1991 roku zatytułowanego po prostu "Metallica"?
Produkcją "czarnego albumu" zajął się Bob Rock - znany ze współpracy z takimi grupami jak Aerosmith, Bon Jovi i The Cult. Album kosztował milion dolarów oraz... trzy zespołowe małżeństwa. Zyski z nawiązką pokryły jednak koszty finansowe i psychiczne związane z jego powstaniem. Tuż po wydaniu płyta wylądowała na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się krążków listy Billboardu i utrzymywała się tam przez 4 tygodnie. Do dziś rozeszła się w ponad 14 milionach egzemplarzy i na rynku amerykańskim ma status diamentowej. "Metallica" stanowiła cezurę w brzmieniu grupy, która po okresie grania bezkompromisowego thrash metalu uczyniła swój dźwięk bardziej przystępnym.
- Dopiero dziś mogę powiedzieć, że to był album przełomowy - twierdzi jednak lider Metalliki James Hetfield. - Wtedy po prostu nagrywaliśmy kolejną płytę, starając się, aby znalazły się na niej jak najlepsze piosenki i żeby całość brzmiała dobrze. Projektowanie przełomów, próba zaskakiwania świata na siłę nigdy się nie udaje...