"To historia odwrócona do góry nogami". Kasia Adamik o swoim nowym filmie

W tegorocznym festiwalu EnergaCamerimage w Toruniu "Zima pod znakiem wrony" Kasi Adamik bierze udział w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych. I m.in. o tym filmie Ryszard Jaźwiński rozmawiał z reżyserką w audycji "Trójkowo, Filmowo".

"To historia odwrócona do góry nogami". Kasia Adamik o swoim nowym filmie

Kasia Adamik

Foto: ANDER GILLENEA/AFP/East News

Brytyjska profesor psychiatrii, dr Joan Andrews, przylatuje do Polski 12 grudnia 1981 roku na gościnne wykłady. Dzień później paraliżuje stan wojenny: czołgi na ulicach, telefony nie działają. Nie znająca języka polskiego kobieta odcięta w mieszkaniu pod Warszawą, podejmuje desperacką próbę dotarcia do stolicy. To na poły dramatyczne, na poły surrealistyczne doświadczenie całkowicie zmienia jej postrzeganie świata. Czy uda się jej opuścić ten dziwny, czasami przerażający, choć także fascynujący kraj nad Wisłą?


Senne koszmary z Ursynowa

"Zima pod znakiem wrony" to film, który został zainspirowany krótkim, zaledwie 9-stronicowym opowiadaniem Olgi Tokarczuk "Profesor Andrews w Warszawie".

- Już dawno tkwiła we mnie nowelka Olgi Tokarczuk. Ona była inspiracją, żeby opowiedzieć tę historię, która przemawia do mnie bardzo osobiście. Bo pamiętam dzień ogłoszenia stanu wojennego i bardzo dużo moich osobistych wspomnień w tym filmie się znalazło. Ale nie jako bezpośrednie wspomnienie, ale impresja, jak ta Polska wtedy wyglądała - mówi Kasia Adamik. - Po wyjeździe, na emigracji, ta Warszawa, krążenie po Ursynowie, śniło mi się w sennych majakach, koszmarach. I chciałam to przetłumaczyć na obraz filmowy - tłumaczy.


To nie jest film historyczny

Bohaterką filmu "Zima pod znakiem wrony" jest cudzoziemka. To całkowicie zmienia kontekst tej opowieści.

- To historia odwrócona do góry nogami: przeżywamy ogłoszenie stanu wojennego z perspektywy człowieka, który nie rozumie, jak działa totalitarny system, nie rozumie tego świata. Patrzy na niego i odkrywa go subiektywnie, swoimi oczami. A my, widzowie, odkrywamy razem z nim - opowiada reżyserka w rozmowie z Ryszardem Jaźwińskim. - I o to mi chodziło najbardziej: aby doświadczyć tego totalitarnego reżimu z jednostkowej perspektywy. Pokazać, jak człowiek się czuł pod presją, a nie tłumaczyć historyczne wątki. Bo to nie jest film historyczny: to film zanurzony w doświadczeniu bardzo emocjonalnym, bardzo ludzkim - wskazuje.


Piotr Radecki