Śmierć jest większa od nas - mówi nam Anja Franczak z Instytutu Dobrej Śmierci

Wielu z nas się jej boi. Nie chce o niej rozmawiać - jakby samo wspomnienie mogło ją przywołać. A przecież jest nieodłączną częścią życia. Każdy z nas na jakimś etapie swojej podróży się z nią zetknie. Jak przygotować się na to spotkanie i czy śmierć może być dobra? Rozmawiamy z Anją Franczak, założycielką fundacji Instytut Dobrej Śmierci -  przestrzeni, w której umieranie nie jest tematem tabu.

Śmierć jest większa od nas - mówi nam Anja Franczak z Instytutu Dobrej Śmierci

Anja Franczak, Instytut Dobrej Śmierci

Foto: Szymon Rogiński

Kiedyś ludzie odchodzili w domach otoczeni najbliższymi, którzy mieli szansę oswoić się z tym, co nieuniknione, obserwować jak przebiega ten proces i jak zmienia się ciało po śmierci. Nie oznacza, że się jej nie bali. - Lęk przed śmiercią jest chyba najbardziej naturalną postawą instynktowną, która chroni nas w trakcie życia - mówi nam Anja Franczak, założycielka fundacji Instytut Dobrej Śmierci i dodaje, że to co różni nas od naszych przodków to lęk przed samym kontaktem z tym zagadnieniem, przed rozmową o niej. - Dziś większość ludzi umiera w instytucjach typu szpitale, domy opieki, hospicja a ciałem zmarłego zajmuje się branża funeralna. Nie mamy ze śmiercią bezpośredniego kontaktu i to rodzi lęk - tłumaczy ekspertka.

Posłuchaj audycji Trójki:

Magia rytuałów

Dawniej śmierci towarzyszyły obrzędy, których zadaniem było ułatwienie oswojenia się z tą trudną sytuacją. Czuwanie przy otwartej trumnie, płaczki, śpiewy, odwiedziny znajomych i członków rodziny, którzy przychodzili pożegnać się ze zmarłym i oddać mu ostatni hołd, wyprowadzenie z domu i trzykrotne stuknięcie trumną o próg, aby zmarły mógł opuścić domostwo - drobiazgi, które miały ukryty sens.

 - Dużo tych rytuałów zniknęło. W wielu kulturach na całym świecie ten czas między śmiercią i pochówkiem jest wyjątkowy: z jednej strony tej zmarłej osoby już nie ma, bo odeszła, ale równolegle jeszcze jest, bo jej ciało jeszcze jest - mówi nam Anja Franczak przypominając, że obecnie ten czas traktowany jest bardziej jako - czysto techniczne - przygotowanie do pogrzebu.

 - Tam, gdzie kiedyś były rytuały, dziś jest pustka. Trochę zapomnieliśmy, że była w nich głęboka mądrość. Z jednej strony pozwalały wyrażać emocje. Z drugiej umożliwiały zbliżenie się do rzeczywistości śmierci, bo własnymi zmysłami mogliśmy doświadczać, że osoba martwa jest wśród żywych - podkreśla Anja Franczak. Przypomina także, że obrzędy tworzyły wspólnotę. - Pomagały wejść wspólnie w jakąś przestrzeń, w której mogliśmy się wspierać nawzajem. Dziś zamiast poczucia wspólnoty, często jest samotność - przyznaje.

Gdy nagle świat staje w miejscu

Zdaniem ekspertki to czego najbardziej potrzebujemy w żałobie to pozwolenie, aby doświadczać i czuć emocje, które się pojawiają, mieć przestrzeń na konfrontację z naszymi przemyśleniami, pytaniami i robić to w życzliwej obecności innych ludzi. - W tym momencie życia bardzo potrzebna jest wspólnota, a dzisiaj niestety często żałoba traktowana jest jako coś prywatnego - czyli ktoś ma się sam ogarnąć i potem jakoś wrócić do ludzi - mówi specjalistka i dodaje, że w tym właśnie największy problem.

Żałoba to bowiem odpowiedź na stratę, to bardzo głębokie ludzkie doświadczenie, w którym potrzebujemy ukojenia a bywa, że dokładamy sobie bólu. - Większość ludzi chce pomóc innym. Chce ich wspierać, ale nie wie jak. Bardzo się boi, że powie coś niewłaściwego, co może zrobić krzywdę, więc np. nie dzwoni, bo nie wie co powiedzieć. Albo przeciwnie - czują się tak spięci i bezradni w tej sytuacji, że mówią cokolwiek, dają jakieś porady albo porównują tę historię z inną - tłumaczy Anja Franczak. - Mało kto ma taką umiejętność, aby po prostu być w tym dyskomforcie. Być obok osoby, która jest smutna albo wściekła i wytrzymać to, że nie potrafimy tego zmienić, że nie potrafimy zrobić nic co sprawi, że ta żałoba zniknie, że jesteśmy bezradni - podkreśla. - To jest niekomfortowe uczucie - przyznaje i dodaje, że przede wszystkim potrzebujemy wytrzymać własną bezsilność. Nauczyć się być w smutku, negatywnych emocjach i stanie, który stanowi zaprzeczenie naszej codzienności nastawionej na rozwój i sukces.

- W żałobie wszystko jest wolne, nie funkcjonujemy sprawnie, jakby nagle świat się zatrzymał. On dalej pędzi, ale na jakiś czas przestaje to dla nas mieć sens - mówi Anja Franczak. Jednocześnie w tym świecie nie ma przestrzeni na przeżywanie żałoby. - Osoba po stracie kogoś bliskiego ma jeden albo dwa dni urlopu. Po tym czasie oczekuje się od niej, że wróci do biura i będzie normalnie funkcjonować - przyznaje specjalistka podkreślając, że nasz system społeczny i ekonomiczny nie uwzględnia potrzeb ludzkiej psychiki po stracie.

Życie bez żałoby jest niepełne

Zdaniem ekspertki istnieje jeden radykalny sposób na uniknięcie żałoby. Jest nim unikanie bliskości. - Za każdym razem, gdy wchodzimy z kimś w relację - to może być przyjaźń, miłość, rodzina, cokolwiek - to w tej relacji od samego jej początku istnieje taka niewidzialna umowa na to, że kiedyś doświadczymy straty przez to, że jesteśmy śmiertelni - mówi Anja Franczak. - Z dwóch osób, które się lubią albo kochają, jedna umrze pierwsza a druga będzie w żałobie. To jest nieuniknione. Możemy się uchronić od żałoby, ale receptą jest brak miłości, bliskości. Czy warto? Moim zdaniem nie - przyznaje ekspertka.

Jak pomóc sobie samemu w tym trudnym czasie?

Podstawą jest życzliwość, akceptacja i niewywieranie na siebie presji. Nie ma jednej recepty na przeżywanie żałoby. - Warto nie oceniać siebie samego, nie oczekiwać od siebie, że ma być lepiej niż jest albo inaczej, być dla siebie miłym i troszczyć się o siebie - mówi specjalistka.

Jak przyznaje Anja Franczak dużą rolę w pogodzeniu się ze stratą odgrywa relacja z osobą zmarłą, bo absolutnie w żałobie nie chodzi o to, aby o osobie zmarłej zapomnieć. - Celem jest doprowadzenie do takiej - powiedzmy metaforycznie - przeprowadzki tej osoby ze świata fizycznego, zewnętrznego do świata w swoim sercu - tłumaczy ekspertka. - Chodzi o to, żeby czuć, że ta osoba nie tylko była, ale nadal jest dla mnie ważna i że mogę ją nadal kochać, wspominać i korzystać z tego wszystkiego, co wniosła w moje życie - mówi Anja Franczak. - Być może pokazała mi coś szczególnego, być może nauczyła mnie czegoś, co mogę świadomie kontynuować. Warto znaleźć te ślady, które ten ktoś zostawiła w świecie i we mnie. To potrafi być prawdziwym skarbem w żałobie i źródłem ukojenia i siły - przyznaje. W ten sposób zmarły zostaje z nami na zawsze.

Gdy nie ma już nadziei? Jak rozmawiać z osobą śmiertelnie chorą?

Zdaniem ekspertki wszystko zależy od jej potrzeby i gotowości do rozmowy. - Są osoby, które do końca swojego życia nie chcą rozmawiać o śmierci i trzeba to uszanować - mówi i przyznaje, że to jednak mniejszość. - Częściej jest taka sytuacja, że osoba umierająca chce rozmawiać o tym, co się dzieje, chce się dzielić swoimi przemyśleniami np. na temat pogrzebu - podkreśla Anja Franczak i dodaje, że nierzadko bliscy blokują takie rozmowy. - Mówią np.: nie no babciu, co ty mówisz, nie będziemy rozmawiać o śmierci, jesteś przecież w dobrej formie. Albo: tato nie mówmy o pogrzebie, przecież musisz się skupić teraz na terapii i leczeniu - opowiada specjalistka i jednocześnie zachęca, aby nie unikać tego tematu. - On nie zniknie. Ta osoba nadal będzie o tym myśleć, ale sama. Zostawimy ją z tym samą - podkreśla. Warto więc nie uciekać tylko wejść w tę rozmowę, bo może być ona dla tej osoby olbrzymim darem.

Koniec życia. Jak wygląda, a jak chcielibyśmy go widzieć?

Z badań wynika, że większość Polaków chciałaby umrzeć w domu, w otoczeniu najbliższych. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Wg obserwacji Anji Franczak częściowo jest to konsekwencja braku edukacji - członkowie rodzin albo nie są na to gotowi, bo nie wiedzą, jak to wygląda i jak się w sytuacji śmierci bliskiej osoby zachować, albo bardzo się tego boją.

- To jest luka, którą staramy się wypełnić organizując szkolenia i warsztaty. Uczymy jak się wzmocnić, abyśmy jako rodzina mogli to udźwignąć - mówi Anja Franczak. - Oczywiście są sytuacje, w których taka osoba potrzebuje intensywnej opieki i lepszym rozwiązaniem jest szpital. Zdarzają się jednak także takie sytuacje, w których ktoś jest w procesie umierania w domu, ale w trakcie pojawiają się kolejne symptomy, które są dla rodziny tak przerażające albo trudne - bo nie wiedzą, co one oznaczają - że dzwonią po karetkę. I taka osoba umiera w karetce albo na SOR, a mogła spokojnie umrzeć w domu. Zabrakło jednak wiedzy - opowiada specjalistka. Dodaje jednocześnie, że nauka o umieraniu nie oznacza, że zetknięcie z tym procesem nie będzie smutne, albo że będzie lekkie. - To nigdy nie będzie lekkie i to zawsze będzie smutne, ale może być w tym mniej lęku i więcej gotowości do towarzyszenia sobie nawzajem. I to jest nasz cel - mówi Anja Franczak. - Śmierć jest większa od nas. Tu kończy się nasza moc, nasza wiedza, odpowiedzialność i nasza iluzja kontroli - podkreśla.

Gdy twój czas tutaj się kończy

- Nie wiem, czy jest jakaś prosta recepta na pogodzenie się z tym, że życie kiedyś się skończy - przyznaje Anja Franczak. - Miałam szczęście poznać osoby, które były pogodzone ze śmiercią. Większość z nich była w zaawansowanym wieku i były po prostu już zmęczone. Sama próbuję żyć w zgodzie z własnymi wartościami. Zachować balans między pracą, niesieniem pomocy i dbaniem o siebie, realizacją marzeń i pragnieniem wniesienia jakiejś wartości w ten świat - opowiada specjalistka. - Staram się żyć świadomie i codziennie uświadamiam sobie, że kiedyś umrę - to przypomina mi, jak kruche jest życie i jak bardzo wartościowe, to pozwala mi też mniej prokrastynować - przyznaje.

Natura tak to urządziła, że z każdym dniem nasze ciała się starzeją, nasze komórki umierają. Zdaniem specjalistki jest w tym jakaś mądrość. - Starość bywa trudna i może ma to swoją pozytywną stronę. Gdybyśmy do samego końca byli w super sile, zdrowiu, młodzi i piękni - być może trudniej byłoby nam odpuścić - przyznaje.

- Gdy na samym końcu jest już mało siły, może dużo bólu, to rozumiem, że ludzie potrafią powiedzieć, że w zasadzie powoli wystarczy - dodaje. 

Rozmawiała Magdalena Hejna