"Jam posełkini jego". O feminatywach i emocjach, rozmowa z kuratorem wystawy

W warszawskim Pałacu Rzeczypospolitej od 22 października 2025 do 31 maja 2026 roku będzie można zobaczyć wystawę "Jam posełkini jego", która udowadnia, że feminatywy istniały już w średniowiecznej Polsce, a emocje ówczesnego języka wcale nie były tak odległe od dzisiejszych. O idei ekspozycji i odkrywaniu kobiecych form w dawnym języku opowiedział kurator wystawy, dr Łukasz Kozak.

"Jam posełkini jego". O feminatywach i emocjach, rozmowa z kuratorem wystawy

"Jam posełkini jego". Wystawa o feminatywach i emocjach języka

Foto: bn.org.pl

Feminatywy to temat, który wciąż budzi emocje i gorące dyskusje. Wielu przeciwników tych form językowych twierdzi, że to współczesny wymysł. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej, jak dowodzą średniowieczne źródła zaprezentowane na wystawie "Jam posełkini jego", odbywającej się w Pałacu Rzeczypospolitej w dniach 22 października 2025 - 31 maja 2026. O tym, jak wyglądała żeńska odmiana języka polskiego w średniowieczu, opowiedział kurator wystawy, dr Łukasz Kozak

Feminatywy w średniowiecznej Polsce

Jak tłumaczy dr Kozak, formy żeńskie w języku polskim nie są żadnym wynalazkiem współczesności, lecz mają swoje źródła w dawnych tekstach.

- Tym razem zaprezentujemy to, co jest najstarsze jeśli chodzi o język polski (...) Sam tytuł "Jam posełkini jego" może wywołać zdziwienie, albo oburzenie, bo ta forma "jam posełkini" kojarzy się właśnie z dzisiejszymi feminatywami - nic z tego. To jest feminatyw średniowieczny - opowiada kurator wystawy.

Według badacza, upadek tych naturalnych dla polszczyzny form nastąpił dopiero w XX wieku.

- W średniowiecznej polszczyźnie  słowa takie jak "posełkini", "dziadkini", "walecznica" i tak dalej funkcjonowały. One są naturalne dla polszczyzny. (...) One były tworzone spontanicznie, znajdujemy je w korpusie średniowiecznej polszczyzny. Feminatywy zostały wyrugowane przez PRL - mówi Kozak.

Dr Kozak przypomina, że przekonanie o "nowoczesności" feminatywów jest błędne.

- Co więcej, jeśli ktoś przy rodzinnym obiadku, czy przy świątecznym stole wda się w kłótnie z wujkiem, który powie, "że czegoś takiego kiedyś nie było, to wynalazek dzisiejszych czasów", to cytujemy pieśń "Radości wam powiedam" Z XV wieku, gdzie jest epicka pieśń o zwiastowaniu, gdzie słowa "jak posełkini jego" wypowiada Matka Boska. Więc kłóć się wujku z autorytetem Matki Boskiej - mówi Kozak.

Posłuchaj audycji w Trójce:

Średniowieczne kobiety i emocje języka

 Wystawa pokazuje, że w średniowieczu kobiety odgrywały znacznie bardziej złożoną rolę, niż zwykło się sądzić.

- Pokazujemy średniowiecze takim, jakim było. Teraz nie chcę mówić,, że było egalitarne, czy sfeminizowane. Było charakterystyczne. Nie możemy mówić jednoznacznie o jakimś opresyjnym patriarchacie, bo mamy tu przepisy prawne, które mówiły o roli kobiety. Poza tą pieśnią o Zwiastowaniu mamy psałterz floriański, więc modlitewnik stworzony dla kobiet, mamy modlitewnik z piękną sceną zwiastowania, który był atrybutem kobiecym - mówi Łukasz Kozak.

Ekspozycja prezentuje też emocje języka, które okazują się zaskakująco bliskie współczesnym.

- Nieodległe od emocji, które mamy dzisiaj. Mamy tu sytuację konfliktową, w której do Hanusa wypowiedziane są słowa "bo weźmiesz w łeb, albo w perdel", czyli w tyłek. (...) - puentuje doktor Łukasz Kozak, kurator wystawy.

Czytaj także:

Mateusz Wysokiński