"Jedna bitwa po drugiej". O nowym filmie Paula Thomasa Andersona
Od końca września w kinach możemy oglądać najnowszy film "Jedna bitwa po drugiej" - najnowszy obraz Paula Thomasa Andersona z Leonardo DiCaprio czy Seanem Pennem w rolach głównych. O produkcji, jak również innych dziełach reżysera, w audycji "Wszystko Wszędzie Teraz" z Katarzyną Borowiecką rozmawiał krytyk filmowy Igor Kierkosz.
W głównej roli w nowym filmie Paula Thomasa Andersona wystąpił Leonardo DiCaprio
Foto: Warner Bros. - Ghoulardi Film Co/Collection Christophel/East News
Były rewolucjonista po 15 latach ponownie łączy siły z dawnymi towarzyszami, by uratować porwaną córkę. Przy okazji muszą jednak mierzyć się nie tylko z wrogami, ale i otaczającym ich groteskowym światem - tak można pokrótce opisać film "Jedna bitwa po drugiej". Najnowszy obraz Paula Thomasa Andersona (który poza reżyserią zajął się również scenariuszem) światową premierę miał 24 września; dwa dni później pojawił się również w polskich kinach.
Polityka opowiedziana w detalach
- Tak się zaczyna wielka odyseja. Po Ameryce, ale też tej nie z pierwszych stron gazet - komentuje Igor Kierkosz. Gość audycji "Wszystko Wszędzie Teraz" dodaje, że reżyser w swojej produkcji nie unika polityki. - To aż dziwne, że to najbardziej rozpolitykowany film Andersona. Ale od razu gryzę się w język jak wypowiadam to słowo. To nie jest taka polityczność przesadzona, w której wiadomo kto jest dobry, a kto zły. Anderson trzyma to w ryzach, przez co ten film się udaje - wyjaśnia rozmówca Katarzyny Borowieckiej.
Jak tłumaczy krytyk, Paul Thomas Anderson w obrazie potrafi umiejętnie wchodzić w tematy poważne z zachowaniem humoru. Pomagają w tym detale, do których reżyser przykłada tu dużą wagę. - Myślę, że w tych detalach właśnie opowiada swoją polityczną historię; nie wielkimi gestami i słowami. Mam wrażenie, że dzięki temu wygrywa - ocenia.
Leonardo DiCaprio bez napinki i wielowymiarowi bohaterowie
W rolę głównego bohatera w filmie wciela się Leonardo DiCaprio. Warto przypomnieć, że aktor już w przeszłości miał współpracować z Paulem Thomasem Andersonem - miał wystąpić w "Boogie Nights", ale wybrał rolę w "Titanicu".
- (Leonardo DiCaprio - red.) wcześniej dawał nam role, które były wielkie. Z tym że to jest wielkość, w której widać napinkę, że aktor chce być wielki. To nie jest jednak taki DiCaprio, jakiego znamy z wielkich i napiętych ról. Po raz pierwszy widziałem go w roli, w której daje sobie na wstrzymanie - przyznaje Igor Kierkosz. - Wielkość tej roli zawiera się w tym, że ona nie musi być na najwyższym "c". Anderson pomaga mu w tym wszystkim: robi zbliżenia na twarz, gdzie Leonardo może zagrać twarzą i robi to dobrze - dodaje.
Krytyk filmowy zwraca również uwagę na świetne występy pozostałych aktorów z obsady. - Właściwie każda z tych ról jest wielowymiarowa. Każda też jest nieoczywista w politycznym sensie. Sean Penn jest diaboliczny, ale ma też jakieś zaplecze, po którym od razu widać skąd on się wywodzi - tłumaczy.
qch