"Trump kontra Harris. Walka o Biały Dom". Marek Wałkuski o wyborach w USA: jak zagłosują Latynosi i kobiety?
2024-10-31, 17:10 | aktualizacja 2024-10-31, 17:10
Amerykanie wkrótce wybiorą kolejnego prezydenta. Być może to najważniejsze wybory dla przyszłości świata w ostatnich kilkudziesięciu latach. Ich przebieg w najbliższych dniach, najgorętszym okresie kampanii, na antenie Trójki relacjonuje Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w Waszyngtonie.
Z codziennych relacji na żywo na antenie Trójki dowiemy się m.in., jak Amerykanie wybierają prezydenta, które stany są kluczowe i dlaczego, jaki wpływ na wynik głosowania mają Polacy, jaką rolę w kampanii wyborczej odgrywa muzyka. Nie zabraknie twardych danych i zakulisowych ciekawostek.
Relacje Marka Wałkuskiego usłyszymy od 21 do 31 października o godz. 16.45, podczas audycji Zapraszamy do Trójki. Odcinki można odsłuchać na stronie radiowej Trójki oraz na platformie podcastowej Polskiego Radia.
- Marek Wałkuski zdradza sekrety amerykańskich prezydentów. Wyjątkowe spotkanie w Trójce
- Donald Trump kontra muzycy. ABBA i inni artyści nie pozwalają na wykorzystanie ich utworów
O fotel prezydencki w Stanach Zjednoczonych walczą Donald Trump i Kamala Harris. Najnowsze sondaże nie dają jednoznacznej odpowiedzi, kto ma większe szanse na zwycięstwo. Na ostatniej prostej różnice między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem w kluczowych stanach sięgają kilku punktów procentowych.
Zgodnie z nowymi sondażami kandydat Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w USA, Donald Trump, ma nieznaczną przewagę nad swoją rywalką, Kamalą Harris, w Georgii i Arizonie, natomiast demokratka prowadzi w Karolinie Północnej. Oznacza to, że trudno jest wytypować, kto będzie triumfował 5 listopada.
Demokraci kuszą wyrównaniem praw mniejszości etnicznych czy rasowych oraz dostępem do aborcji. Republikanie z kolei obiecują niższe podatki i nowe miejsca pracy. A sondaże pokazują jedno: nic nie jest jeszcze przesądzone w amerykańskich wyborach.
Czytaj także: Wyjątkowy początek tygodnia: Marek Wałkuski poprowadził poranne "Zapraszamy do Trójki"!
Jak Amerykanie wybierają prezydenta?
W pierwszym odcinku cyklu Marek Wałkuski opowiedział o systemie wyboru prezydenta w Stanach Zjednoczonych. Działa on zupełnie inaczej niż w Polsce; a jak się okazuje, problemy ze zrozumieniem go mają również sami Amerykanie. – To system troszeczkę bardziej skomplikowany. W Polsce wygrywa ten kandydat, który otrzyma więcej głosów. W Stanach Zjednoczonych były przypadki, że kandydat otrzymał więcej głosów w skali kraju, a nie został prezydentem. Wszystko dlatego, że Amerykanie mają system elektorski. Wybory de facto odbywają się nie w skali kraju, tylko w 50 stanach i stolicy, Waszyngtonie – opowiada Marek Wałkuski.
Posłuchaj
Stany "obrotowe": one o wszystkim zadecydują
Pensylwania, Wisconsin, Michigan, Nevada, Arizona, Georgia i Karolina Północna – to tak zwane "swing states", czyli stany "obrotowe". Zostały tak nazwane, gdyż często zmieniają preferencje wyborcze i nie wiadomo, czasami do ostatniej chwili, na którego kandydata oddadzą głos.
– Trzeba zebrać 270 głosów elektorskich, żeby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niektóre stany zawsze, przynajmniej w ostatnich dziesięcioleciach, głosują na republikanów, niektóre na demokratów. W związku z tym każdy z kandydatów ma pewną liczbę głosów elektorskich gwarantowaną: jeśli spojrzeć na mapę, to Kamala Harris ma w tej chwili zagwarantowane 230 głosów, a Donald Trump 218 – tłumaczy Marek Wałkuski. – I właśnie dlatego w tych siedmiu stanach toczy się walka, tam kandydaci wydają pieniądze. Np. Kamala Harris dziś poinformowała, że udaje się do Pensylwanii, do Filadelfii: to będzie jej 20. wizyta w tym stanie. Właśnie dlatego, że Pensylwania jest jednym z tych stanów, które przesądzą o wyniku wyborów: jest największym z tych "swing states", ma aż 19 głosów elektorskich – wskazuje.
Posłuchaj
Po co czekać? Zagłosuj już teraz!
Wybory w Stanach Zjednoczonych odbywają się "w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada". Oznacza to, że w tym roku odbędą się 5 listopada. Jednak w większości stanów USA możliwe jest wcześniejsze głosowanie. Na czym ono polega?
– Można to robić w różnych formach. Po pierwsze można poprosić lokalną komisję wyborczą o przesłanie karty do głosowania, a potem ją odesłać bądź wrzucić osobiście do jednej ze specjalnie zabezpieczonych urn wyborczych. Po drugie można się udać do lokalu wyborczego i tam poprosić o kartę do głosowania, a po jej wypełnieniu wrzucić do urny, czyli zadziałać dokładnie tak samo, jak przy normalnym głosowaniu – opowiada Marek Wałkuski. – Oczywiście takich lokali wyborczych jest znacznie mniej, więc trzeba włożyć pewien wysiłek, aby do niego trafić. W dniu wyborów są właściwie za każdym rogiem, a teraz trzeba nawet podjechać samochodem – tłumaczy.
Posłuchaj
Kluczowe stany a Polonia
Pensylwania, Wisconsin, Michigan to kluczowe stany w USA, w których mieszkająca Polonia może sporo namieszać w wyborach prezydenckich. O poparcie tej grupy zabiegają zarówno Donald Trump, jak i Kamala Harris.
- Tę liczbę Polonii w Stanach szacuje się na 9 milionów; musimy natomiast pamiętać, że to bardzo zróżnicowana grupa. Jeżdżąc po Stanach Zjednoczonych, spotykałem ludzi, którzy mówili: "jestem Polakiem, Polką", ale nie wiedzieli o Polsce nic. Trudno powiedzieć dokładnie jaka jest liczba tych związanych z Polską. Jak sprawdzałem ostatnie dane, to ok. 400 tysięcy Amerykanów mówi w domu po polsku. To ludzie, którzy mają bliski związek z Polską - wyjaśnia Marek Wałkuski. - Jeśli przyjrzymy się tym trzem stanom, które zdecydują w dużym stopniu o wyniku wyborów, to w Pensylwanii osób, które przyznają się [do związków z Polską], jest 740 tysięcy, to prawie 6 procent populacji. W Michigan to 760 tysięcy, czyli jeszcze więcej; w Wisconsin jest ich 470 tys., ale to wciąż dosyć duży odsetek mieszkańców tych stanów - zaznacza korespondent.
Posłuchaj
Świat muzyki wobec wyborów prezydenckich
Piąta odsłona cyklu Marka Wałkuskiego to swego rodzaju tandem. Tandem aktualnościowo-kulturalny. Na początku korespondent Polskiego Radia omawia najnowsze wyniki sondaży, a następnie przechodzi do opowiedzenia o tym, jak świat muzyki angażuje się w tegoroczne starcie w USA.
Posłuchaj
Kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, korporacje płacą...
Kiedy jest mowa o pieniądzach w kontekście prezydenckiej kampanii wyborczej w USA, to trzeba mieć świadomość, że chodzi o gigantyczne sumy.
– Myślę, że wiele krajów na świecie, gdyby miało taki budżet, jak amerykańscy politycy wydają na prowadzenie kampanii wyborczej, to byłoby bardzo zadowolonych. To prawdopodobnie będzie jedna z najdroższych kampanii w historii Stanów Zjednoczonych – mówi Marek Wałkuski. – Sztab Kamali Harris, i wcześniej Joe Biden, zebrał już ponad miliard dolarów! A dodatkowo ponad 600 milionów zebrały komitety wspierające kampanię niezwiązane bezpośrednio ze sztabem wyborczym Kamali Harris. Jest to rekord – stwierdza. – Jeśli chodzi o Trumpa, to pieniądze są mniejsze, ale też duże. Od momentu ogłoszenia kandydatury na prezydenta on plus wspierające go komitety zebrały ponad miliard dolarów. To są pieniądze, które pochodzą zarówno od zwykłych Amerykanów, jak i od firm, którzy płacą na te kampanie – tłumaczy.
– Te pieniądze idą na wszystko: na reklamy, na prowadzenie biur w stanach, w których toczy się kampania wyborcza. To są dziesiątki biur, setki, jeśli nie tysiące pracowników. W niektórych miejscach kampania opiera się na wolontariuszach, ale zarówno sztab Kamali Harris, jak i Donalda Trumpa ma także płatnych pracowników, którzy chodzą od domu do domu, rozdają ulotki, telefonują. Przeloty samolotem, opłacanie ochrony poza Secret Service... Więc te wydatki rzeczywiście są ogromne – wylicza.
Posłuchaj
"USA w ruinie" kontra "Spojrzenie w przyszłość". A w tle imigranci
Jednym z najważniejszych tematów obecnej kampanii prezydenckiej w USA jest kwestia nielegalnych imigrantów.
– W dniu, w którym złożę przysięgę prezydencką, skończy się inwazja imigrantów na nasz kraj i zacznie się jego odbudowa. Wsadzimy tych okrutnych i krwiożerczych przestępców do więzienia i wyrzucimy ich z naszego kraju tak szybko, jak to możliwe – deklaruje Donald Trump, który o "nielegalnych imigrantach" i "upadającej Ameryce" mówi na każdym wiecu. I oskarża o to wszystko administrację Bidena i Harris.
Trumpowskiej wizji upadającej Ameryki, Kamala Harris przeciwstawia optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Chce odciąć się od przeszłości, w której też umieszcza swojego rywala: – On zatrzymał przyszłość. Rozumiemy szansę, jaką mamy przed sobą, aby odejść od strachu i podziałów, jakie charakteryzowały naszą politykę przez ostatnią dekadę z powodu Donalda Trumpa. Mamy okazję wytyczyć nową, radosną drogę naprzód, w której wykorzystamy ambicje, aspiracje i marzenia Amerykanów – zapowiada.
Posłuchaj
Konflikt z Unią Europejską czy wsparcie dla demokratycznych sojuszników?
W trakcie kampanii prezydenckiej w USA kwestia polityki zagranicznej nie odgrywa zazwyczaj wielkiej roli. To jest związane z faktem, że większość Amerykanów interesuje przede wszystkim ich kraj, ich stan i to, co może im zaoferować, obiecać dany kandydat. Choć oczywiście deklaracje na temat polityki zagranicznej też padają.
– Z wypowiedzi Kamali Harris wynika, że jeśli zostanie prezydentem, jej polityka zagraniczna, z drobnymi modyfikacjami, prawdopodobnie w kwestii bliskowschodniej, (…) będzie wspierać sojuszników Stanów Zjednoczonych. Krytykuje Trumpa za skłonności dyktatorskie, za to, że nie krytykuje przeciwników Stanów Zjednoczonych na globalnej scenie, że gotów jest pójść z nimi na ustępstwa, ugodę, za "handlowe" podejście do polityki zagranicznej – opowiada Marek Wałkuski. – Przekonuje zarazem, że będzie wierna amerykańskim wartościom, które nie obejmują wyłącznie demokracji, ale także wspieranie tych, którzy reprezentują podobne wartości demokratyczne, czyli wolność, suwerenność, integralność terytorialną – tłumaczy.
– Z kolei Donald Trump od dawna na swoich wiecach krytykuje Unię Europejską, zarzucając, że Europa wykorzystuje Stany Zjednoczone. Więc jeśli wygra, bez wątpienia będziemy mieli konflikt z UE – dodaje korespondent Polskiego Radia.
Posłuchaj
Śmieci, Portorykańczycy i kobiety
Na ostatniej prostej przed wyborami trwa zacięta walka między Kamalą Harris i Donaldem Trumpem dosłownie o każdy głos. Ostatnio "na celowniku" kandydatów są Portorykańczycy i Latynosi w ogóle oraz kobiety. Ci pierwsi za sprawą pewnego komika, który podczas wiecu Trumpa w Madison Square Garden nazwał Portoryko "pływającą wyspą śmieci". To spowodowało wielkie wzburzenie nie tylko wśród samych Portorykańczyków, ale i w ogóle Latynosów mieszkających w Stanach Zjednoczonych. – Ten występ może mieć wpływ na spadek poparcia Trumpa w tej grupie – wskazuje Marek Wałkuski.
Z kolei wśród kobiet Kamala Harris ma zdecydowanie większe poparcie: – W jednym z sondaży widziałem, że jest +19 procent przed Trumpem! – opowiada Trójkowy korespondent. – Ostatnio pojawił się spot namawiający kobiety mające mężów republikanów, by po cichu zagłosowały na Harris. Ale jest także się reklama sztabu Donalda Trumpa, gdzie kobiety rozmawiają miedzy sobą i dochodzą do wniosku, że tylko Trump może je obronić. W domyśle pojawiają się nielegalni imigranci, przestępczość czy możliwość wysłania ich synów na wojnę – tłumaczy.
Posłuchaj
***
qch/pr/wmkor