Reklama

reklama

Był siłą spokoju, wyluzowanym jegomościem. Piotr Metz wspomina Felicjana Andrzejczaka

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Był siłą spokoju, wyluzowanym jegomościem. Piotr Metz wspomina Felicjana Andrzejczaka
Felicjan Andrzejczak podczas pożegnalnej trasy Budki Suflera w 2014 rokuFoto: PAP/Wojciech Pacewicz

– Był siłą spokoju w zespole, w którym zawsze "leciały drzazgi", potrafił żartem rozładować atmosferę – tak Piotr Metz wspomina Felicjana Andrzejczaka. Były wokalista Budki Suflera zmarł w wieku 76 lat.

Piotr Metz miał szansę z bliska przyjrzeć się codziennemu, wspólnemu życiu muzyków Budki Suflera, m.in. gdy w latach 90. organizował koncerty zespołu w Stanach Zjednoczonych. "Felek" nie był już wówczas stałym członkiem grupy, ale wciąż pojawiał się gościnnie na jej występach.

– W tym zespole, w którym, nie ma co ukrywać, zawsze "leciały drzazgi", a spory, kłótnie i nadąsane miny były na porządku dziennym, on był tą siłą spokoju, ekumenicznym, wyluzowanym jegomościem, który żartem potrafił rozładować atmosferę. Był gdzieś pośrodku między tymi ognistymi obozami w zespole – opowiada dziennikarz radiowej Trójki.


Posłuchaj

5:43
Piotr Metz wspomina Felicjana Andrzejczaka (Dobrego Dnia!/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

 

Trzy złote strzały

Felicjan Andrzejczak śpiewał w Budce Suflera krótko, bo zaledwie niecałe dwa lata (1982-1983). Zdążył jednak w tym czasie nagrać trzy wielkie hity: "Jolka, Jolka pamiętasz", "Czas ołowiu" i "Noc komety". 

– My dzisiaj patrzymy na te piosenki trochę jak na złote przeboje z myszką, ale gdy uwzględnimy kontekst początków lat 80., to chociażby na przykład "Jolka" ma tyle odniesień do tamtejszej rzeczywistości, takich z pogranicza cenzury, że tego się zupełnie inaczej wtedy słuchało. Podobnie "Czas ołowiu", takie wspomnienie przez historię rocka tych, którzy odeszli, też było wyjątkowe – uważa Piotr Metz.

Czytaj też: Nie żyje Felicjan Andrzejczak. Były wokalista Budki Suflera miał 76 lat

Ukłon ze strony zespołu

Nawet długo po odejściu z Budki Suflera Andrzejczak był zapraszany przez muzyków grupy do towarzyszenia im na koncertach. Tak było chociażby podczas wielkiej, pożegnalnej trasy w 2014 roku.

– Duży ukłon w stronę zespołu, że pozwalali mu śpiewać te wielkie przeboje w wersjach oryginalnych, bo dla publiczności było to coś zupełnie innego, niż gdyby to zaśpiewał nawet Cugowski, przy całym szacunku. Pamiętam z koncertów, że on był chyba najbardziej gorąco przyjmowany, gdy wchodził na te swoje trzy utwory – mówi Metz.

Dar od losu

Po rozstaniu z Budką wokalista kontynuował karierę solo. Wziął też udział w ważnych projektach "Pokonamy fale" (2005) oraz "Albo inaczej" (2015). – Mimo że jego solowa kariera była bardzo mainstreamowa, on miał coś, czego nie można się nauczyć w żadnej szkole. Dostał od losu chropawy głos, który sam w sobie "robił" te piosenki, i operował nim znakomicie – kończy gość audycji "Dobrego Dnia!".

***

Tytuł audycji: Dobrego Dnia!
Prowadzi: Maciej Jankowski 
Gość: Piotr Metz (dziennikarz muzyczny Trójki)
Data emisji: 19.09.2024
Godzina emisji: 10.19

kc/wmkor

Polecane