Reklama

reklama

Nieprawdopodobna historia prawdziwa, czyli jak Ślązacy budowali Teksas

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Nieprawdopodobna historia prawdziwa, czyli jak Ślązacy budowali Teksas
Ewa Winnicka, autorka książki "Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie", gościnią Maksa Cegielskiego w "Pliku tekstowym"Foto: PAP/Albert Zawada

"Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie" – już tytuł tej książki brzmi trochę jak tytuł absurdalnej komedii, a i w to, co tam opisano, czasami trudno uwierzyć. A jednak to historia prawdziwa, co więcej, wciąż się rozwijająca, gdyż potomkowie bohaterów opisanych przez Ewę Winnicką żyją i budują swoją przyszłość. A autorka w rozmowie z Maksem Cegielskim opowiada o nich, o tej historii i pracy nad książką.

Cała ta niezwykła historia rozpoczęła się na początku lat 50. XIX wieku w Bawarii, gdzie młody ksiądz ze Śląska, franciszkanin Leopold Moczygemba, usłyszał, że mieszkańcy Prus wyjeżdżają za ocean budować nowe życie. Że tam, daleko na zachodzie, jest kraina mlekiem i miodem płynąca…

– I wymyślił sobie, że wróci do swoich umęczonych, przepracowanych ludzi z wioski Płużnica Wielka, by zaproponować im taki wyjazd. I że  stworzą taką szczęśliwą kolonię na Dzikim Zachodzie (…)  Pierwsza grupa zrzekła się obywatelstwa, sprzedała wszystko, co miała, kupiła bilety kolejowe, dojechali do Bremy, gdzie wsiedli na statek i wypłynęli – opowiada Ewa Winnicka. – Gwarantem był przecież duszpasterz Leopold Moczygemba, a to byli bardzo religijni ludzie – wskazuje.

Przeczytaj także


Ksiądz Moczygemba: oszust czy naiwniak

Kiedy 24 grudnia 1854 roku cała ta grupa śląskich osadników stanęła w miejscu, gdzie mieli się osiedlić, okazało się, że nie ma tam dosłownie nic. – Przyjechało nas około stu rodzin. Stanęliśmy obozem na tem miejscu, gdzie ani kościoła zapowiedzianego nam w Europie, ani żadnej chatki, ani nawet nikogo nie było z ludzi. Trawa wszędzie tak była wielka, że ledwo o kilka kroków mógł dojrzeć jeden drugiego. Wężów, grzechotników pełno – opisywał jeden z nich.

Co jednak sprawiło, że, mówiąc dzisiejszym językiem, dali się tak "wpuścić w kanał"? – Bieda plus zaufanie do księdza, który był najwyższym autorytetem – przypuszcza autorka książki. I zastrzega od razu: – Nie myślę, że ksiądz Moczygemba był oszustem.  Był raczej bezmyślnym wizjonerem, mało praktycznym. I może myślał, że Pan Bóg pozwoli tym ludziom na tej ziemi żyć życiem bliżej Boga i bardziej zasobnym – tłumaczy.

Skuteczny efekt racjonalizacji

Potem pojawił się mechanizm racjonalizacji, któremu podlegają właściwie wszyscy emigranci. Poświęcili przecież wszystko – majątek, często rodzinę – aby wyjechać i osiągnąć sukces, więc racjonalizują ten ruch. – Listy, które potem z Teksasu były wysyłane na Śląsk, były listami zwycięzców: "Przyjeżdżajcie, tu jest kraj wolny, nie  ma pruskiego buta nad nami, ziemi masz po horyzont" – cytuje rozmówczyni Maksa Cegielskiego. – Bez informacji drobnym druczkiem, że jest to ziemia wysuszona, że są tam grzechotniki, dzikie zwierzęta, że są Komancze i trudno zachować skalp – dodaje.

I o swoim sukcesie przekonali bliskich i sąsiadów: do roku 1885 z okolic Strzelec  Opolskich i Opola wyjechało ok. czterech tysiące osób.

Posłuchaj

Posłuchaj

47:03
Ewa Winnicka "Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie" (Plik tekstowy/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

 

***

Tytuł audycji: Plik Tekstowy
Prowadzi: Max Cegielski
Gość: Ewa Winnicka
Data emisji: 20.07.2024
Godzina emisji: 20.06

pr

Polecane