Lech Majewski w "Klubie Trójki": wejść do obrazu
2011-04-04, 12:04 | aktualizacja 2011-04-04, 12:04
- Odcyfrowywanie obrazów jest dla mnie fascynujące. Bruegel mnie prowadził. Dostałem możliwość podglądania jego warsztatu w sposób niezwykły – mówi w "Klubie Trójki" reżyser Lech Majewski.
Posłuchaj
"Młyn i Krzyż" nie mieści się w kategoriach do jakich do tej pory przyzwyczaiła nas kinematografia. Za pomocą wyrafinowanej techniki filmowej i komputerowych efektów otwiera przed widzami przestrzeń obrazu Petera Breugela "Droga krzyżowa" ("The Procession to Calvary").
Reżyserowi udało się pokonać barierę płótna i przedostać się do świata wykreowanego przez niderlandzkiego artystę. Fascynacja dziełem malarza i próby wejścia do jego rzeczywistości towarzyszą Lechowi Majewskiemu od lat młodości.
- Pamiętam, jak jeździłem do Wenecji przez Wiedeń i spędzałem dzień w Austrii, czekając na połączenie kolejowe. Mój wujek na lato zostawiał mieszkanie w Italii, gdzie był profesorem Konserwatorium Muzycznego. Podczas tego dnia w Wiedniu odwiedzałem muzeum i tam wchodziłem w obraz Bruegela. On zaprasza do siebie, prowadzi tak oko i narrację, że można wędrować i wzdłuż i wszerz, przyglądać się tym postaciom. One wysyłają takie prądy tęsknoty. Z nimi się chce fizycznie przebywać – opowiada.
Pomysł na nakręcenie filmu odwołującego się do malarskiego dzieła narodził się za sprawą światowej sławy historyka sztuki Michaela Gibsona, który kiedyś w "Herald Tribune" zrecenzował nakręconego przez reżysera "Angelusa". - Gibson użył stwierdzenia, że ja mam umysłowość brueglowską. Przesłał mi tą recenzję, zaprosił mnie na lunch i wręczył mi tam swoją analizę obrazu "Droga krzyżowa". Była to pozycja przeszło 250-stronnicowa, poświęcona temu jednemu dziełu i będąca fenomenalną analizą, wciągającą jak powieść detektywistyczna.
Lecha Majewskiego pasjonuje odczytywanie ukrytych treści obrazów. Dodaje, że nie chodzi tutaj tylko o rozszyfrowywanie klasycznych szarad, które stanowi raczej zabawę intelektualną. W przypadku malarstwa dotyczy to czegoś znacznie głębszego. Chodzi o odkodowanie zapomnianego języka symboli, z którym ludzie mają nieustannie do czynienia w procesie śnienia, czy w procesie widzenia różnego rodzaju znaków pojawiających się w życiu codziennym, które zazwyczaj są ignorowane.
Reżyser przyznaje, że pierwotna koncepcja filmu różniła się od jego ostatecznej wersji: - W dziele niderlandzkiego artysty dostrzegamy 500 osób i chciałem je wszystkie ustawić w filmowym pejzażu. Wyobraziłem sobie, że kamerą będę płynął wśród tych postaci i jakoś narracja sama się narodzi. Gibson uznał to za wariactwo i rzecz niemożliwą, ale zaraz potem dodał, że gentelmani zajmują się tylko rzeczami niemożliwymi.
Dalej Lech Majewski opowiada, jak ekipa przez wiele miesięcy starała się stworzyć odpowiedni pejzaż i jak za każdym razem kończyło się to fiaskiem: – W końcu uzmysłowiłem sobie, że Bruegel zastosował przedziwną metodę w tworzeniu swojego obrazu. Z Wiednia dostałem bardzo dobrą reprodukcję dzieła. Zamalowałem wszystkie postaci i zauważyłem, że obraz składa się właściwie nie z jednej, lecz z siedmiu różnych perspektyw. Wynika to z faktu, że malarz usiłował przełamać to, co jest fizyczne. Właśnie od niego uczyłem, się jak niemożliwe uczynić możliwym.
Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku tuż po 21.00. Zapraszamy.
(dmc)