Pożegnanie ikony. Wspomnienie Jana Ptaszyna Wróblewskiego
2024-05-08, 10:05 | aktualizacja 2024-05-08, 12:05
Przez ponad pół wieku prowadził w Polskim Radiu swoje słynne "Trzy kwadranse jazzu". Jeszcze w poniedziałek, 6 maja, mieliśmy okazję usłyszeć jego głos na antenie radiowej Trójki. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będzie to jego pożegnanie. W audycji specjalnej wraz z gośćmi wspominaliśmy legendarnego Jana Ptaszyna Wróblewskiego, który zmarł 7 maja w wieku 88 lat.
Jan Ptaszyn Wróblewski zmarł 7 maja 2024 roku w Warszawie. Saksofonista, kompozytor, aranżer, dyrygent pozostawił po sobie kilkadziesiąt płyt. Skomponował też kilka wielkich przebojów polskiej piosenki, m.in. "Zielono mi" z tekstem Agnieszki Osieckiej oraz "Żyj kolorowo" do słów Wojciecha Młynarskiego.
Czytaj też: Nie żyje Jan Ptaszyn Wróblewski. Legendarny jazzman i radiowiec miał 88 lat
Dla nas był jednak kolegą i mistrzem z radiowego podwórka. Przez ponad pół wieku prowadził w Trójce wieczorną audycję "Trzy kwadranse jazzu". Pojawienie się w niej muzyki jakiegoś wykonawcy było dla niego zazwyczaj dużą nobilitacją. – Skoro Ptaszyn mnie zagrał, to znaczy, że moja muzyka jest ważna, że robi wrażenie na legendzie polskiego jazzu i polskiej radiofonii – uważali jego koledzy po fachu.
Na antenie słyszeliśmy go jeszcze w poniedziałek, 6 maja. – Myśleliśmy o tym, co dalej, ale życie napisało swój własny scenariusz – mówi Mariusz Owczarek, który pomagał Ptaszynowi przygotowywać audycję.
>>>Posłuchaj ostatniego wydania "Trzech kwadransów jazzu"<<<
Henryk Miśkiewicz: dzięki Ptaszynowi wypłynąłem na większe wody
- Z Ptaszynem od samego początku dobrze żeśmy się rozumieli. Muzycznie i towarzysko. Dzięki niemu, tak myślę, wypłynąłem na większe wody. On zawsze wyciągał młodych muzyków - mówi saksofonista Henryk Miśkiewicz. - Nawet w swoich audycjach wyszukiwał młode zespoły. Dobrze je oceniał; nie słyszałem, by Ptaszyn kiedykolwiek powiedział o kimś coś krytycznie.
Muzyk grał praktycznie we wszystkich zespołach Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Wspólnie nagrali m.in. płytę z nowymi aranżacjami nieznanych utworów Krzysztofa Komedy. - Niesamowicie pracowity, z wielkim poczuciem humoru. Wspaniały kolega i kompan do wszystkiego - mówi o Ptaszynie gość radiowej Trójki.
Posłuchaj
Czytaj też: Generał polskiego jazzu. Archiwalny reportaż Jakuba Tarki o Janie Ptaszynie Wróblewskim
Mąż stanu polskiego jazzu
Paweł Brodowski, redaktor naczelny "Jazz Forum", a także wieloletni prowadzący audycji "Trzy kwadranse jazzu", nazywa Jana Ptaszyna Wróblewskiego mężem stanu polskiego jazzu. - Z całą pewnością to koniec pewnej epoki. (...) Ptaszyn był wyrocznią i pozostał nią do końca życia. Może nawet bardziej stał się nią pod koniec życia niż na początku - ocenia dziennikarz. - Młodzi muzycy przywiązywali do tego ogromną wagę. On był tym, który dawał pieczątkę. Jeśli coś puścił, to znaczy, że było dobre - wspomina rozmówca Mariusza Owczarka. - Wszyscy go strasznie kochali. Powstała pustka, której nikt nie wypełni - dodaje.
- Mówił bardzo swobodnie. Mało kto ma taką łatwość wysławiania się jak Ptaszyn. Rzucał anegdotami i ripostami na bieżąco. A tymczasem wszystkie audycje pisał, to aż nie do wiary. Czasami przychodzimy do radia niefrasobliwie, myślimy, że jakoś to będzie. A Ptaszyn wszystko sumiennie pisał. A jak pisał, to w taki sposób, że nie można było mu nic zmienić - mówi Paweł Brodowski.
Posłuchaj
Perfekcjonista na scenie
Marcin Jahr i Andrzej Święs grali z Janem Ptaszynem Wróblewskim przez wiele lat. Razem występowali m.in. w klubie jazzowym Birdland w Nowym Jorku. - Jego bardzo męczyły podróże. Jakiekolwiek, nawet parę godzin w samochodzie, w nieruchomej pozycji. Na scenie zawsze miał 20 lat mniej - mówi Marcin Jahr. - Był wspaniałym liderem zespołu. Zawsze potrafił wszystko zorganizować tak, że nie miało się pytań - dodaje Andrzej Święs. Muzycy podkreślają, że Jan Andrzej Ptaszyn był perfekcjonistą.
- Ptaszyn stwarzał taką przestrzeń, w której dawał dużo wolności i pozwalał być sobą. Jeśli się rozumiało zasady, w obrębie jakich trzeba się poruszać, to była po prostu znakomita przestrzeń, by pograć zespołowo - zaznacza Andrzej Święs. - Muzyka nie była bardzo skomplikowana, ale to nie oznacza, że nie stwarzała przestrzeni do eksplorowania i zespołowej gry.
Posłuchaj
"Ludzie go uwielbiali"
- W mojej ocenie Ptaszyn należy do osób, których już w tej chwili nie ma. To była charyzma, kultura osobista, wewnętrzna inteligencja i błyskotliwość - wymienia Wojciech Niedziela, który od 1982 roku grał z Ptaszynem. - Miałem okazję zgłębić cały jego dorobek artystyczny i życiowy. Z niedowierzaniem patrzyłem na tego ogrom i jakość.
- Ludzie go uwielbiali, jak już wchodził na scenę, to miał owacje na stojąco - dodaje muzyk. - Ludzie Ptaszyna kochali, szanowali. Wyczuwali w nim wielkość, niespotykaną charyzmę - zaznacza artysta.
Posłuchaj
- Jak my sobie wyobrazimy Trójkę bez Ptaszyna? - pyta Zofia Sylwin, wieloletnia producentka koncertów w radiowej Trójce. - "Trzy kwadranse jazzu" to była szkoła, w której uczyliśmy się o wszystkich klasykach jazzu i wszystkich najwybitniejszych. To były wykłady, najwspanialsza szkoła świata, jaka mogła być - zaznacza.
Rozmówczyni Mariusza Owczarka podkreśla, że artysta był dla redakcji wzorem. - Był erudytą, można było się uczyć słów, których tak przepięknie używał. Oprócz tego był człowiekiem z klasą, ale i z krwi i kości. (...) Zawsze mówił, co myślał, a my wiedzieliśmy, że dokładnie tak jest - zaznacza.
Posłuchaj
***
Na audycję specjalną zaprosiliśmy we wtorek (7.05) po godz. 21.00. Audycję prowadził Mariusz Owczarek.
kc/qch/kormp