Generalna Dyrekcja to nie frajer
Lech Witecki (p.o. dyr. gen. GDDKiA): Presja jaką odczuwamy ze strony mediów czy społeczeństwa nie sprawi, że zapłacimy komuś kilkadziesiąt milionów więcej, żeby tylko zbudował odcinek na czas. Szantaż nie jest dobrym sposobem na współpracę.
Foto: fot. wikipedia
Euro 2012 coraz bliżej, obiecane przez rząd drogi i autostrady nie gotowe, a na niektórych odcinkach wykonawcy są wypraszani z placów budowy.
Pełniący obowiązki dyrektora Generalnej Durekcji Dróg Krajowych i Autostrad Lech Witecki powiedział, że w zakresie organizacji i przeprowadzania przetargów nie można GDDKiA nic zarzucić. - Natomiast realizacja to jest kolejny i dużo trudniejszy element, bo nie wszystko tu zależy od nas, jako inwestora, ale od dobrej organizacji wykonawcy i inżyniera nadzorującego kontrakt - wyjaśnił w Trójce.
Witecki podkreślił, że GDDKiA jest gotowa pomagać wykonawcom i wyłożyć dodatkowe pieniądze tylko gdy zajdą okoliczności obiektywne, a nie w sytuacji, gdy dzieje się coś niezgodnego z podpisanym kontraktem lub prawem.
Gość "Salonu Ekonomicznego Trójki i Dziennika Gazety Prawnej" zapewnił, że Generalna Dyrekcja ma plany awaryjne na wypadek niedopełnienia kontraktu przez wykonawcę, ale w takich sytuacjach termin Euro 2012 jest nierealny dla zrealizowania inwestycji.
Zgodził się z kierunkiem sejmowych prac, które mają doprowadzić do stany, gdzie nierzetelna firma budowlana, z którą zerwano kontrakt, nie będzie mogła powrócić na polski rynek przez 3 lata. - Chodzi o to, żeby szefostwo firm miało taki nadzór nad całym procesem, żeby te skrajne sytuacje nie miały miejsca. Czynnik ludzki jest bardzo ważny - wyjaśnił.
Audycję przygotowali Paweł Sołtys i Marcin Piasecki.
Aby usłyszeć zdanie Lecha witeckiego o wykonawcach chińskich i jakie widzi realne szanse na wykonanie planu przed Euro 2012 wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj".
(asz)