Europejski problem z Libią
2011-02-26, 10:02 | aktualizacja 2011-02-26, 10:02
Libia jest w centrum uwagi całego świata. Na jej temat rozmawia Rada Bezpieczeństwa ONZ, USA zapowiadają sankcje. Największy dylemat ma teraz jednak Europa.
Posłuchaj
Gdy Muammar Kaddafi zwrócił się przeciwko własnemu narodowi, Wspólnota Europejska wydała jedynie deklarację potępienia, nie wypowiadając nawet nazwiska libijskiego dyktatora. Unia nie apelowała o ustąpienie przywódcy, czego rządała wcześniej w przypadku Egiptu i Tunezji.
Stanowisko to zmieniło się w ostatnich dniach. Przygotowano listę sankcji. Mowa jest między innymi o embargu na sprzedaż broni oraz sprzętu, który może być użyty przeciwko demonstrantom. Eksperci zdecydowali też, że przedstawiciele libijskich władz powinni mieć zakaz wjazdu na teren Unii, a ich aktywa finansowe w europejskich bankach zostaną zamrożone.
Wspólnota zaczyna się też niepokoić losem własnych obywateli. W objętym rewolucją kraju jest jeszcze 3 tysiące Europejczyków. Bruksela nie wyklucza wojskowej interwencji humanitarnej, by ich ewakuować.
- Libia to kraj, który teoretycznie może być objęty europejską polityką sąsiedztwa. Państwo położone jest blisko granicy Unii, to ewidentnie nasz bliski sąsiad. Wspólnota dąży do utrzymywania stabilności w swoich granicach, dlatego jest to dla niej ogromny problem – mówi Kacper Rękawek z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Łukasz Wójcik z "Przekroju" dodaje, że sytuacja w kraju Kaddafiego jest w tym momencie zbyt krwawa. Konflikt urósł już do takiej rangi, gdzie nie tylko potrzebne są sankcje, ale również większa interwencja. - W tym momencie rozmowa o represjach ekonomicznych jest zupełnie nie na miejscu. Tam dochodzi do strasznych morderstw, ataków armii na cywilów – przekonuje.
Kacper Rękawek przestrzega jednak przed zbytnią krytyką działań w sprawie Libii. – Zgadzam się, że sankcje gospodarcze to "musztarda po obiedzie". Chyba wszystkim by się marzyło to, co Amerykanie zrobili w 1986 roku, gdzie w odpowiedzi za zaangażowanie Kadddafiego w terroryzm po prostu zbombardowali jego pałace. Teraz w Radzie Bezpieczeństwa na coś takiego nie uzyska się zgody, bo to przeczy doktrynie kilku jej członków.
W samej Europie trudno usłyszeć jeden głos. - Na pewno naciskać na bardziej zdecydowane działania będzie sześć krajów z basenu Morza Śródziemnego, ich przywódcy już wydali oświadczenie, że ten kryzys grozi zalewem imigrantów na teren Malty i włoskich wysp: Lampedusy oraz Sycylii. Uzyskanie jednego zdania w tego typu organizacji, jaką jest Unia będzie trwało, a na to nie ma niestety wiele czasu – twierdzi Rękawek.
Niepokój Europy związany jest także z inną kwestią. Nie wiadomo w jakim kierunku podąży teraz świat Maghrebu i Lewantu. Eksperci zauważają, że rewolty w Afryce Północnej nie przeprowadziły demokratyczne struktury partyjne, których w zdecydowanej części regionu brak, ale "młodzież z Facebooka". Ci młodzi ludzie nie są zorganizowani, nie mają liderów.
– Nie wiemy co tam się pojawi, nie ma pewności, że następnym krokiem będzie demokracja. W kraju takim jak Egipt armia zapewne "urodzi" nowego Mubaraka, to samo odnosi się do Tunezji i Libii. Istnieje niebezpieczeństwo upadku tych państw – kończy Kacper Rękawek.
W programie również rozmowa z orientalistą Jakubem Gajdą z Portalu Spraw Zagranicznych o sytuacji chrześcijan w krajach muzułmańskich oraz komentarz Tomasza Zawistowskiego z Centrum Badań Kosmicznych PAN na temat ostatniej misji amerykańskiego promu kosmicznego Discovery i polskiego wkładu w badania kosmosu.
Aby wysłuchać całej audycji, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj".
Audycji "Raport o stanie świata" można słuchać w każdą sobotę o godz. 15.00.
(dmc)