Piosenki na dopalaczach, czyli nowa moda w sieci

Media społecznościowe coraz bardziej skracają czas, jaki jesteśmy skłonni poświęcić na przyglądanie się jednemu filmikowi czy innej umieszczonej tam publikacji. Zapewne właśnie z tego powodu rekordy popularności biją ostatnio piosenki w formie "speed-up". Patent jest bardzo prosty: bierzemy dowolny utwór i za pomocą jednego z ogólnodostępnych programów do obróbki dźwięku przyspieszamy go od 30 do nawet 50 procent.

Nowa moda rozpleniła się w internecie tak bardzo, że same wytwórnie płytowe zaczynają już publikować oficjalne, przyspieszone remiksy piosenek swych podopiecznych, wietrząc w tym szansę na dodatkowy biznes. Przykładowo, piosenka "Escapism" popularnej brytyjskiej wokalistki RAYE w najpopularniejszym serwisie streamingowym ma ok. 200 milionów odsłuchów w wersji oryginalnej i ok. 80 milionów w wersji przyspieszonej.

Być jak Urszula Dudziak

Zwiększaniem prędkości utworów zajmują się jednak wciąż przede wszystkim fani muzyki, co nie zawsze wywołuje entuzjazm samych twórców. – Młodzi muzycy cieszą się, że ich muzyka ma dzięki temu szersze grono odbiorców. Starsi artyści, którzy przywykli do tradycyjnego grania i śpiewania, uważają, że to nie jest do końca w porządku, dlatego że zniekształca się ich twórczość – mówi dziennikarz muzyczny Tomasz Żąda.

Co jednak ma zrobić artysta w sytuacji, gdy jego przyspieszona piosenka zdobyła tak wielką popularność, że fani chcą ją usłyszeć na koncercie w takiej właśnie wersji? Zdaniem gościa "Trójki do trzeciej" i na to jest sposób. – Pamiętajmy koncerty na przykład Urszuli Dudziak, która nagrywa swoje wokale i potem je odtwarza śpiewając do tego po raz kolejny. Można zagrać normalną wersję, a w drugiej części koncertu puścić to w wersji "speedupowej" i dośpiewać parę rzeczy na żywo.