Wielkie emocje czy walka o złoto? O co tak naprawdę chodzi w sporcie?
Trwają igrzyska olimpijskie. Nasi sportowcy walczą o najwyższe miejsca. Nie dla wszystkich jednak medale i zwycięstwa były najważniejsze. Przykładem niezłomnej postawy i braku pokory jest słynny "gest Kozakiewicza". Jakimi wartościami niegdyś kierowali się zawodnicy? O co dziś chodzi w sporcie?
Władysław Kozakiewicz w 2007 roku
Foto: Krzysztof Kuczyk/Forum
Niepokorność i duch walki
– Każda olimpiada wiąże się z nowymi dyscyplinami i trendami. W tej chwili widzimy, że w igrzyskach biorą udział już nawet trzynastolatkowie, którzy w tym roku po raz pierwszy prezentują swoje umiejętności związane z jazdą na rolkach czy deskorolce. Czasami sportowcy głównych dyscyplin, takich jak lekkoatletyka czy piłka nożna śmieją się, że olimpiada zaczyna się trochę rozdrabniać. Stała się też bardzo komercyjna – mówił Władysław Kozakiewicz, lekkoatleta, medalista olimpijski.
– Z igrzysk na igrzyska olimpiada jest coraz bardziej uzależniona od olbrzymich pieniędzy i sponsorów, bez których trudno byłoby zorganizować takie przedsięwzięcie. W tej chwili wszystko kosztuje znacznie więcej. Przykładem może być mityng, na którym startowałem w 1977 roku w niemieckiej Kolonii. Organizator powiedział mi wtedy, że spotkanie kosztowało go 300 tysięcy marek. Kilka lat później, podczas zawodów w 1986 roku okazało się, że te kosztowały go już około 35 milionów. Z roku na rok potrzeba coraz więcej środków na zorganizowanie coraz bardziej spektakularnych widowisk – kontynuował.
– Od pierwszych olimpiad pozmieniało się w zasadzie wszystko. Styl, techniki i nawet sama lekkoatletyka. Na początku nie mogły startować kobiety. Dopiero po jakimś czasie zostały dopuszczone do udziału w igrzyskach. Mimo to bieg na 800 metrów był dla nich zakazany. Wszystko ze względu na zbyt duży wysiłek fizyczny. W tej chwili kobiety podnoszą ciężary, skaczą w trójskoku i o tyczce, która zresztą jest piękną dyscypliną w ich wykonaniu. Dużo się zmienia, ale nie sportowcy. Inne jest może jedynie ich wyżywienie i opieka medyczna. W wielu wywiadach słyszę, że za każdym z nich podąża sztab ludzi, m.in. fizjoterapeuta i psycholog. Je też ich miałem. Z tym tylko, że wszystkie te profesje skupiały się w osobie mojego trenera. To on mnie motywował i wspierał w każdym starcie – dodał sportowiec.
Złoto, rekord i pamiętny GEST. Skoki Władysława KOZAKIEWICZA podczas IO 1980 w Moskwie! / TVP Sport
Dziadek olimpijczyk
– Dziadek uprawiał dyscyplinę, która na przestrzeni kilkudziesięciu lat nie uległa zmianie. Konia nie można przecież tuningować. A mimo to dziadek ustanowił na nim rekord, którego nie można było pobić przez wiele lat. Życiorys dziadka to materiał na opowieść filmową. Pierwszy raz wsiadł na konia, mając 19 lat. Zapisał się wtedy do kawalerii. Zrobił to tylko dlatego, że podobały mu się ich mundury. Podczas pierwszej bitwy legionowej pod Kielcami dorwał jakiegoś konia, który należał do kozackiego uciekiniera. Zwierzę poniosło go pod Kielce i zrzuciło gdzieś na bruku. Omal wtedy nie zginął. Dziesięć lat później dziadek zdobył pierwszy medal olimpijski dla Polski – opowiadał Cezary Harasimowicz, scenarzysta i wnuk Adama Królikiewicza, polskiego olimpijczyka.
– Jakie trzeba mieć samozaparcie, talent i wyczucie, żeby zdobyć brązowy medal na igrzyskach olimpijskich, ujeżdżając konia taborowego. To było zwierzę, które zostało przywiezione do Polski z Ameryki. Podarowano nam je w ramach pomocy po I wojnie światowej. Dziadek przyuważył tego konia i stwierdził, że ma talent. Był niesłychanie brzydki. Miał krótkie nogi i obcięty ogon, ale to właśnie na nim zdobył medal – mówił. – Zakończenie życia mojego dziadka również jest tragicznie filmowe. W 1964 roku był konsultantem do spraw końskich jednej z firm. Koń, którego ujeżdżał, zapadł się w ziemię na planie filmowym i zrzucił go z siodła. Dzidek złamał kręgosłup w trzech miejscach. W wyniku poniesionych obrażeń zmarł. Jego życiorys to jednak przede wszystkim opowieść o wielkiej pasji – podsumował.
Małe niuanse
– Wystawa w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie zatytułowana "Modni na igrzyskach" pokazuje stroje olimpijczyków od lat trzydziestych do czasów obecnych. Najstarszy obiekt pochodzi z 1932 roku. Są to ubrania zarówno defiladowe, jak i sportowe oraz takie, w których sportowcy rywalizowali. Mamy bluzę pani Agnieszki Czopek z 1980 roku, pierwszej polskiej medalistki olimpijskiej w pływaniu. Miała niespełna 16 lat, gdy wywalczyła brązowy medal. Jej bluza ma orzełka w kolorze czerwonym, a nie białym, jak to bywało na ogół – opowiedziała Marta Marek, kurator wystawy w Muzeum Sportu i Turystyki.
– Pamiętam, że nasze stroje były dosyć modne. Dół dresu przypominał dzwony i miał śmiesznie wszyty zamek błyskawiczny. W pasie była gumka, co sprawiało, że mężczyźni wyglądali trochę jak w sukienkach. Dostawaliśmy orzełki, które sami musieliśmy sobie przyszyć do koszulki. Kiedyś był to emblemat osobny, który należało przymocować do tej części stroju, na której był potrzebny – dodał Władysław Kozakiewicz.
– Wielu naszych sportowców wykazywało się ogromną odwagą. Podczas dekoracji na igrzyskach w 1936 roku jedna z zawodniczek nie wykonała gestu pozdrowienia Hitlera. Gdy została zaproszona do jego loży, powitana przez kanclerza jako "mała Polka", co miało nawiązywać do jej niewielkiego wzrostu, odpowiedziała, że jego wzrost jest bardzo porównywalny. Warto dodać, że podczas wojny dzięki zdjęciu z Hitlerem udało jej się uratować kilkaset osób. Więźniów obozu przejściowego w Pruszkowie, gdzie pracowała jako sanitariuszka, pod pozorem leczenia wywoziła do swojego domu, w którym mogli się schronić. To właśnie wspomniana fotografia była "przepustką" i pozwalała jej uniknąć wielu problemów – podsumowała Marta Marek.
***
Tytuł audycji: Klub Trójki
Prowadzi: Arkadiusz Gołębiewski
Goście: Cezary Harasimowicz (scenarzysta, wnuk Adama Królikiewicza, polskiego olimpijczyka), Władysław Kozakiewicz (lekkoatleta, medalista olimpijski), Marta Marek (kurator wystawy w Muzeum Sportu i Turystyki)
Data emisji: 28.07.2021
Godzina emisji: 22.05
zch