Janusz Piechociński

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Janusz Piechociński

Bardzo dużo było konfliktów, więc wydawało się, że po roku wyborczym – straconym z punktu widzenia legislacji – wydawało się, że ten nowy Sejm ma bardzo wiele do zrobienia. Tak się nie dzieje.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Gościem naszym jest Janusz Piechociński, wiceprezes Polskiego Stronnictwa Ludowego i wiceszef  Komisji Infrastruktury w Sejmie. Dzień dobry.

Dzień dobry Państwu.

Sto dni Sejmu – to nie jest zbyt pracowity Sejm, jak donosi prasa.

Nie. I to jest pewne zaskoczenie także moje, przyznam osobiste, dlatego, że dwa lata: 2005-2007 uczestniczyłem w posiedzeniach tamtego Sejmu, będąc wiceprezes PSL-u i także ekspertem doradzającym Sejmowej Komisji Infrastruktury i obserwatorem jej prac. Wtedy już było widać, że tempo prac spada. Bardzo dużo było konfliktów, więc wydawało się, że po roku wyborczym – straconym z punktu widzenia legislacji – po ciągłych konfliktach, ekscytacji tym, czy wybory będą czy nie będzie, będzie samorozwiązanie, nie będzie, wydawało się, że ten nowy Sejm ma bardzo wiele do zrobienia. Tak się nie dzieje. Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze, rozpoczęły się te prace w trybie przeglądania prawa; mówię tu o komisji Palikota, ale właściwie każdy z resortów robi to samo.

Nie chce się tworzyć, dopóki się starego nie przejmie?

Tak. Otóż, wczoraj na przykład bardzo interesującą prezentację na spotkaniu Kongresu Budownictwa miał profesor Rafalski – to jest szef Instytutu Dróg i Mostów, resortowego instytutu, który przedstawiał, jak z trzech rozporządzeń dotyczących wymagań technicznych dla mostów i dróg, które mają ponad trzysta pięćdziesiąt stron zrobić jedno rozporządzenie, które będzie miało osiemdziesiąt stron, po to, żeby prawo było czytelne, a nie pełne norm technicznych, wypisów, wyłączeń, wykluczeń – bo tak się dzieje, kiedy w tym nieustannym procesie legislacji, przy ciągłych nowelach i później nienadążaniu z rozporządzeniami, to to prawo rozrasta się.

I to jest jeden powód. A drugi?

Drugi powód, że marszałek stosuje znaną praktykę z poprzednich Sejmów, że spowalnia procesy poselskie, głównie opozycyjne, czekając aż będę równolegle złożone projekty rządowe.

Opozycja się na to bardzo skarży. Dobrze robi marszałek?

Opozycja się skarży, a marszałek wychodzi z takiego założenia, żeby nie rozpoczynać – i można to zrozumieć – nie rozpoczynać procesu legislacyjnego, skoro wkrótce, za kilka tygodni wpłynie do Sejmu projekt rządowy. A zawsze w polskich warunkach, bez względu na to, jaki rząd rządzi, jakie ma zaplecze legislacyjne, jakość projektów rządowych jest zdecydowanie lepsza niż klasycznych poselskich.

To jednak koalicja trzyma władzę w parlamencie, ona odpowiada za jakość prac.

Tak i stąd bierze się to zjawisko, o którym mówiłem. Ale już widać wyraźnie, że drugi kwartał tego roku to będzie dramatycznie wysoki wzrost prac legislacyjnych.

Pan wierzy w te sto czterdzieści ustaw, które mają wpłynąć?

Ja wierzę w gigantyczne potrzeby, które mamy, choćby w tym obszarze, który jak parlamentarzysta PSL-u nadzoruję w Sejmowej Komisji Infrastruktury – od budownictwa, zagospodarowania przestrzennego po transport i łączność. Widzę, ile projektów będzie trzeba przejrzeć i znowelizować. Pamiętajmy jeszcze o jednym – i to mówię z doświadczenia, kiedy szefowałem Sejmowej Komisji Infrastruktury w latach 2002-2005 – dla szeroko pojętej infrastruktury wdrożyliśmy całe ustawodawstwo unijne wówczas; to było pięćdziesiąt kilka ustaw w transporcie. I teraz po trzech latach bycia polskiego transportu w unii Europejskiej, po dokonanych zmianach, korektach dyrektyw europejskich, przychodzi czas przejrzenia całej tej legislacji.

Tym nie błyśniecie – mówię Wy, politycy koalicji, Panie pośle – bo to jest taka mrówcza praca, ludzie tego nie zobaczą…

Ja wiem. Dlatego stąd bierze się takie poczucie wielu posłów, którzy intensywnie w poprzednich kadencjach pracowali w komisjach czy podkomisjach, że to jest mało twórcze z punktu widzenia uzyskiwania splendoru społecznego. Tego się nie docenia. A źle, dlatego, że tak naprawdę jakość posła ocenia się nie po tym, w ilu konferencjach prasowych wziął udział, jakie gadżety ma w ręku – a to stało się modne, mamy swoistą „PR-yzację” polskiej polityki i to idzie w fatalnym kierunku – tylko poprzez to, ile razy i jakiego rodzaju projekt referował Sejmowi jako poseł sprawozdawca.

Na przykład najgłośniejsza jest tak krótka ustawa – tzw. ustawa medialna, którą wszyscy bardzo krytykują. Nawet słyszałem, że politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego mają zastrzeżenia, czy tam są dobre rozwiązania. Myślę na przykład o wpływie ministra skarbu na wybór władz mediów publicznych, myślę o przesunięciu uprawnień koncesyjnych – bardzo ważnych, bardzo politycznych – wprost pod premiera.

Nie. To nie wprost pod premiera, dlatego, że – proszę zwróć uwagę – ostatnio Komisja Europejska zwróciła Polsce uwagę, że regulator i szef regulatora wyłaniany poprzez premiera świadczą o polityzacji tego ważnego urzędu. Otóż w Polsce, w wielu obszarach, także w obszarze rynku telekomunikacyjnego – bardzo ważnego, bo to jest kilkadziesiąt miliardów dolarów rocznego obrotu, to nie jest tylko Internet, to jest Radio, to jest telewizja, to jest podział częstotliwości, to jest w końcu telefonia – odeszliśmy od administrowania rynkiem na rzecz regulacji w pełnym tego słowa znaczeniu przepisów unijnych. W tej chwili jest ta nowela, w tym tygodniu mieliśmy ekscytację na stronach gospodarczych, które mało kto czyta, a szkoda, o tym, że los pani Strężyńskiej jest zagrożony, a to nieprawda…

Ale to premier decyduje? Pan, Panie prezesie wie o tym, że jest niezagrożony?

Jest niezagrożony. To jest takie „PR-owskie” działanie często także ze strony ludzi z regulatora i części środowiska.

Ale z premierem Pan rozmawiał o tym?

Z premierem nie rozmawiałem, bo premier ma bardzo dużo obowiązków, aby jeszcze dodatkowo rozmawiać z pojedynczymi posłami.

Pani Strężyńska zostanie?

Niezależność regulatora potwierdzona jest tym, jak często zmienia się przywódca regulatora. Po drugie, nie zachodzą merytoryczne przesłanki, aby dokonywać radykalnych ruchów, choćby tylko z powodu takiego, że regulator był związany z poprzednią ekipą. Ale wracam do tych legislacyjnych rzeczy – więc to są wymogi dostosowania pewnych rozwiązań, ale z drugiej strony w tej ustawie medialnej, którą ja też krytykuję, dlatego, że tam skoncentrowaliśmy uwagę na jednym – wpływie tej ustawy na możliwość odwołania czy powołania kierownictwa mediów.

Po to jest zgłaszana w uzasadnieniu.

No, właśnie. A niedawno, jeszcze kilka miesięcy temu cały ten obszar spraw związanych z odebraniem organowi konstytucyjnemu, Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji wpływu na częstotliwość, do której nie ma po prostu zaplecza, kadr, ludzi do prowadzenia, była niekwestionowana. Jeszcze w mojej poprzedniej Komisji Infrastruktury w 2005 roku, kiedy robiliśmy prawo telekomunikacyjne, to wyraźnie mówiliśmy, że nadejdzie taki czas, kiedy organ konstytucyjny odpowiedzialny za media będzie koncentrował się na programie i na misji – bo od tego tak naprawdę powinna być Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. A ponieważ coraz bardziej ten obszar się komplikuje – to są nowe technologie, techniki. Programy nadawane w zupełnie innych, nowych obszarach częstotliwości, to jest cyfryzacja telewizji…

To trzeba fachowców?

Tak. Trzeba, żeby to znalazło się w jednym organie regulacyjnym, odpowiedzialnym za technikę i technologię, za dopuszczanie i za rynek, czyli w byłym Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty, a dzisiaj Urzędzie Telekomunikacji Elektronicznej. Wtedy nie było wokół tego żadnego krzyku; dzisiaj – i to lewica, prawica, środowisko było w tym dogadane, bo proszę zwrócić uwagę, choćby wielka dyskusja w Polsce o przejściu na telefonię cyfrową umarła wraz z przyjęciem prawa telekomunikacyjnego w 2005 roku, ustały te dyskusje, te żarliwe spory między minister Waniek, ówczesną przewodniczącą Krajowej Rady a prezesem Grybosiem, szefem URTiP...

Panie pośle, Pan by podniósł rękę za tą ustawa, którą pani Katarasińska przygotowuje?         

Ja też mam do niej wiele uwag. Dlatego, że po pierwsze jest nieskuteczna w tym obszarze związanym z podporządkowaniem bezpośrednio ministrowi skarbu – nie ma w Polsce na to przyzwolenia politycznego.

Należy ją zmienić czy wycofać i od nowa zacząć pracę?

Nie. Po to się pracuje w podkomisji, żeby wypracować to, co jest realne. Pamiętajmy o tym, że w tym obszarze, gdyby takie rozwiązanie Platforma Obywatelska czy koalicja rządowa podtrzymywała, jest skuteczne veto prezydenta, bo SLD wyraziło już swoją opinię w tym zakresie. Nie składajmy propozycji, które wiemy, że po pierwsze – wywołują wielki konflikty na scenie politycznej, a po drugie – nie przynoszą efektu, który zakładaliśmy, czyli następuje burza w szklance wody, a nie ma przyjęcia ustawy. W związku z tym to, co proponujemy, to jest to, aby w tej części technicznej ustawy wyłączyć to spod tych prostych sporów i przekierować tę część dotychczas wpływu do URTiP-u i UKE, bo tu nazwy mogą się zmieniać, do regulatora rynku telekomunikacyjnego, dysponującego odpowiednim zapleczem do podziału częstotliwości i do wpływów.

I co? Pracować dalej nad tą ustawą bez tych elementów?

Bo to będziemy w stanie szybko przyjąć i to w mojej ocenie nie budzi żadnych wątpliwości, chyba że na nowo rozpęta się dyskusję taką: nie dajmy tego do regulatora rynku telekomunikacyjnego, do UKE, bo premier może na przykład zmienić prezesa i wtedy ten prezes jednoosobowo będzie dzielił częstotliwość.

Ale tamta część ustawy, która na przykład zakłada skrócenie kadencji członków Krajowej Rady też budzi wątpliwości.

Tak, ale to, co nie budzi wątpliwości, wokół czego powinniśmy bardzo szybko zbudować consensus, dlatego że problem telefonii cyfrowej, problem nowych częstotliwości, problem bardzo istotny, o czym się bardzo często zapomina, na co zwrócił uwagę bardzo interesujący raport Instytutu Łączności o tym, że od przyjęcia prawa telekomunikacyjnego znacząco poprawiła się konkurencyjność na rynku, poprawiła się skuteczność działań regulacyjnych także prezesa UKE, więc zgodnie z zasadą: coraz więcej za tę samą cenę, mamy coraz lepsze relacje, jeśli chodzi o nasze dochody a możliwość zakupu usługo telekomunikacyjnej. Generalnie te ceny spadły, chociaż w dalszym ciągu Internet i rozmowy telefoniczne w Polsce są zbyt drogie w stosunku do siły nabywczej.

Stanieją przed Euro 2012?

Powinny. Przynajmniej powinniśmy w tej samej cenie uzyskiwać coraz więcej i tej zasady trzeba się trzymać, ale zwracam uwagę, że raport Instytutu Łączności mówi wprost: skoncentrowaliśmy się w ostatnich dwóch latach na problemach regulacji, a jeśli nie odbudujemy i nie wzmocnimy infrastruktury telekomunikacyjnej rynek natrafi na barierę wzrostu. O czym mówimy? Mówimy o bardzo poważnych wydatkach na nowe techniki i technologie, mówimy o telekomunikacji nowych częstotliwości – tych wyższych, które generują odpowiednie koszty. Dwa kraje europejskie już uruchomiły takie działania, to są Włochy i Wielka Brytania. Stan infrastruktury telekomunikacyjnej w Polsce jest lepszy tylko od Grecji, która nie jest potęgą.

To państwo powinno dołożyć?

No, właśnie. Problem, że państwo nie ma na to w przewidywanych dochodach. W związku z tym do tego dokładać rynek. Jeśli rynek, to trzeba po pierwsze – stworzyć zachęty, dlatego że dzisiaj inwestycje w stałą infrastrukturę telekomunikacyjną mają duży okres zwrotu i są w obecnych warunkach mało korzystne dla dużego kapitału.

Panie pośle, Pan nie ma takiego poczucia, że jeśli chodzi o Euro 2012, to pomimo nominacji pana Marcina Hery na szefa spółki PL. 2012, wciąż Euro 2012 nie ma twarzy, wciąż nie wiadomo, kto odpowiada za całość przygotowań. Kogo winić za porażkę? Kogo chwalić za sukces ewentualny?

 Tak się składa, że w maju zeszłego roku, tuż po przyznaniu, robiłem pierwszy raport dla jednej z gazet rynku transportowego o Euro, gdzie mówiłem bardzo wyraźnie, że jeśli projekt ma się udać, musi być bardzo ścisła personifikacja. Mówiłem o tej twarzy Euro…

Musi być ktoś z autorytetem, kto może coś do biznesu załatwić, do polityki coś załatwić…

Tak. Bardzo wyraźne, czytelne obciążenie takiej osoby publicznie znanej i ze świata polityki i ze świata management’u.

I tylko od tego, prawda?

Tak, do tych zadań. Widać wyraźnie, że to jest jeszcze nie do końca czytelne, bo mamy z jednej strony kolejny raz decyzję, że to premier bierze na siebie odpowiedzialność; z drugiej strony koncentrujemy swoją uwagę na ministrze Drzewieckim. Teraz pojawił się prezes spółki PL. 2012.

Ale przecież i premier ma inne obowiązki i minister ma inne obowiązki. A pan Hera jest po prostu młodym człowiekiem.

To nie jest kwestia młodości. Pamiętajmy o tym, na ilu poziomach rozgrywają się te przygotowania do Euro i jak wielu jest odpowiedzialnych. Euro w terenie jest kojarzone wprost z prezydentem Wrocławia, z prezydentem Gdańska, prezydentem Krakowa – oni wobec konkretnych ludzi są odpowiedzialni…

Namawia Pan premiera, żeby jednak jakiegoś superpełnomocnika w superrandze stworzył?

Nie. Ja myślę, że to musi być bardzo czytelnie nazwane i powiedziane, kto za które obszary indywidualnie odpowiada.

To wciąż nie będzie jedna twarz.

Tak, ale to będzie nas przybliżało do elementów zarządzania kryzysowego. Aby projekt Euro 2012 wypalił, to trzeba przejść na takie zarządzanie, gdzie bardzo konkretnym osobom będziemy zadawać konkretne pytania i uzyskiwać bardzo konkretne odpowiedzi wraz z harmonogramem i weryfikować te zapowiedzi tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu.

Panie pośle, stu kilkudziesięciu rolników z województwa świętokrzyskiego jedzie dzisiaj do warszawy, by manifestować przeciw bardzo, jak mówią, nieopłacalnym, niskim cenom skupu wieprzowiny.

Mamy kolejny raz tę falę pt. „świńska górka”. Jest to spowodowane z bardzo wielu względów. Odblokowujemy kolejne rynki eksportowe dla mięsa. To musi potrwać. Rząd ma świadomość tego stanu rzeczy. Być może będą podjęte zakupy o charakterze interwencyjnym.

Rząd ma prawo w unijnej konstrukcji takich zakupów dokonywać?

Przede wszystkim na zapasy i uzupełnienie rezerw jest jedyną drogą.

Czyli blokad nie będzie?

Protesty będą dlatego, że w wielu miejscach w kraju cena świnki w skupie spadła poniżej 2, 90 zł i to przy obecnych kosztach jest zdecydowanie poniżej kosztów. Nastąpiło rozregulowanie rynku mięsnego, co świadczy o tym, że w poprzednich dwóch latach zostały popełnione istotne błędy na rynku.

Dziękuje bardzo. Janusz Piechociński, wiceprezes PSL był gościem salonu.

 


 

Polecane