Trójka|Salon polityczny Trójki
Marek Sawicki
2007-10-30, 08:10 | aktualizacja 2007-10-30, 08:10
Zachęcamy polityków PO i pana prezydenta do odrobiny więcej dobrej woli. Jeśli ludzie ze sobą rozmawiają, to jest szansa na porozumienie - jeśli milczą, to są szanse na różnego rodzaju domysły, pomówienia, niegrzeczności. To niedobrze.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
- Gościem jest Pan Marek Sawicki, wiceprezes PSL. Dzień dobry.
- Sekretarz Rady Naczelnej.
- Już nie wiceprezes?
- Nie. Już nie. Już 3 lata nie.
- To przepraszam. Tka to jest, jak kobiety biorą się za piłkę - komentuje "Super Express". I to jest chyba dobry komentarz do sporu pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, prezydent stolicy z ministrem sportu, panią Elżbietą Jakubiak, o stadion narodowy. Gdzie ten stadion - Pana zdaniem - powinien powstać? Czy to, co się dzieje zagraża EURO 2012?
- W mojej ocenie powinien powstać w Warszawie. Dawno już powinny być prace przygotowawcze zrobione, bo jeśli Polska zabiegała o EURO 2012 kilka lat i jeśli ta decyzja już jest znana też od dobrego chyba roku, ale pewnie niebawem.
- Niedługo będziemy świętowali rocznicę.
- Dziwne są te spory. Dziwna jest indolencja Ministerstwa Sportu i wcześniej i teraz i wolne tempo zabierania się do tego. Ale także dziwne są zachowania samorządu warszawskiego i tego obecnego i tego poprzedniego. To, że Polska nie jest potęgą piłkarską, ale w świecie i w Europie jednak liczymy się, że od wielu lat w mistrzostwach świata uczestniczymy, to troszkę przykre, że w stolicy tak dużego państwa w środku Europy nie ma porządnego stadionu i nie ma gdzie rozgrywać ważnych spotkań.
- Ale stało się. Postanowiono, że to będą błonia Stadionu Dzięsięciolecia. I teraz pani prezydent Gronkiewicz-Waltz mówi - jednak nie tam, proponuje inne lokalizacje. Odpowiada na to minister Jakubiak - to koniec marzeń o EURO 2012. Co powinniśmy zrobić w tej sytuacji dzisiaj i jutro?
- To jest kłótnia pań między sobą - ona - dobrze, żeby się odbywała u nich w gabinetach, a nie za pomocą mediów. Wiem, że sprawy projektu nie są przesądzone, że sprawy decyzji lokalizacyjnej też nie są przesądzone. Jest dopiero opracowanie, czy warunki techniczne zabudowy.
- To są setki i tysiące decyzji. Gdzie?
- Nie. Spokojnie. Po zmianie ustawy te dotychczasowe warunki zabudowy nie mają mocy prawnej - wskazanie lokalizacyjne prezydent miasta stołecznego Warszawy musi wydać, czyli cała operacja jest jeszcze daleko na starcie. Nie ma także jeszcze projektu, bo pani minister sama wczoraj mówiła, że dopiero przystępują do otwarcia przetargu na projekt, więc jesteśmy w dobrym momencie. I dziś, myślę, że nie politycy, a fachowcy od urbanizacji, także ekonomiści powinni wyliczyć, gdzie rzeczywiście i co jest możliwe tak, żeby na 2011 rok być gotowym. Trochę mniej emocji, a więcej pragmatyzmu.
- Pan nie podziela tego oburzenia pani Jakubiak na panią Gronkiewicz-Waltz? Uważa Pan, że jest czas na zmianę tej decyzji?
- Ja nie podzielam oburzenia ani pani Gronkiewicz-Waltz, ani pani Jakubiak. Myślę, że niepotrzebnie panie rozgrzały sprawę publicznie. Warto byłoby, żeby jednak wypowiedzieli się w tej sprawie eksperci. W mojej ocenie jeszcze wszystko jest możliwe. I warto szybko przeanalizować sprawę i podejmować decyzje, a nie publicznie kłócić się.
- Czy Stadion Dziesięciolecia? Pan by za tym optował?
- Nie wiem, jakie są warunki techniczne. Nie wiem, jakie są sprawy związane chociażby z gruntem i z podłożem pod tym stadionem, bo o tym wielokrotnie mówiono. Ja mam zbyt mało danych, ja się po prostu na tym nie znam. Trudno mi się wypowiadać, czy on musi być w miejscu Stadionu Dziesięciolecia, na Służewcu, czy w Wawrze. Nie wiem. Ja się na tym nie znam.
- A to jest poważne, żeby chwilę przed otwarciem przetargu na konstrukcję mówić - a jednak gdzie indziej? Był na to czas.
- Z pewnością poważną jest sprawa tego podłoża wokół Stadionu Dziesięciolecia. Wiemy, że z dziwnych przyczyn przez wiele lat to miejsce, jako teren sportu nie było wykorzystywane. Warto byłoby się zastanowić dlaczego. Niech się wypowiedzą fachowcy. Najgorzej jak politycy mówią o tym, gdzie budować sklep, kiosk, czy stadion. To nie jest sprawa polityków. My mamy tworzyć warunki. Ustawa jest. Teraz niech fachowcy podejdą do tego, jak mądrze korzystając z tej ustawy wyrobić się w czasie.
- Pana koalicja, którą Pan będzie współtworzył, Pana rząd, weźmie odpowiedzialność za EURO 2012? Może Pan dziś powiedzieć Polakom - dotrzymamy tego terminu, zrealizujemy to zadanie?
- Z pewnością tak. W wyborach było to wielokrotnie podnoszone i przez PSL i przez PO, że przecież ta sprawa jest dla Polski i z prestiżowego i sportowego punktu widzenia ogromnie ważna. Jestem przekonany, że te spory pań szybko ustaną i że rzeczywiście po decyzjach i po ekspertyzach fachowców zacznie się coś dziać.
- Już wkrótce będziemy wiedzieli. A rząd poznamy później - dopiero po 5 listopada. Po czy równo 5 listopada?
- W mojej ocenie z pewnością po 5 listopada. Chciałbym, żebyśmy poznali przed 11 listopada, bo to by też dobrze wyglądało. I w krótkim czasie można byłoby się zmieścić z tymi układankami. Natomiast dziś rzeczywiście bardzo profesjonalnie i poważnie zachowują się zarówno prezes Waldemar Pawlak, jak i przewodniczący Donald Tusk.
- Dziennikarze narzekają, że mało przecieków i są skazani na spekulacje.
- Tak. Przecież PO wyciągnęła wnioski sprzed dwóch lat, kiedy chcieli nowocześnie - nie wiem, czy po europejsku - publicznie układać nie tylko program, ale i dzielić resorty. I co z tego wyszło - wszyscy pamiętamy. Drugi raz dobrze tego błędu nie próbują popełnić. Myślę, że to, co się dzieje w tej chwili, eksperci przeglądają programy, liderzy ustalają ramy i zakres rozmów, że tak, jak zapowiadał dziś jeden z polityków PO - mamy nadzieję, że do końca października ustalimy kwestie programu, ramy tego programu, sposób jego realizacji. I jeśli to będzie uzgodnione, to jestem przekonany, że wtedy, kiedy pan prezydent desygnuje kandydata na premiera - nadal nie wiemy, kto jest przez pana prezydenta typowany na tę funkcję - z pewnością w ciągu 2-3 dni, a może nawet 24 godzin, będziemy gotowi do podania składu nowego rządu.
- Program jest taki - zbiera się parlament, wszystkie instytucje tego parlamentu się konstytuują - to jest po 5 listopada - potem czekacie Państwo, jako koalicja, na decyzje prezydenta i wtedy przedstawiacie prezydentowi czy opinii publicznej, skład rządu?
- I opinii publicznej i prezydentowi.
- Kto pierwszy się dowie?
- Myślę, że równolegle. Tu nie ma żadnych tajemnic. Przecież pan prezydent też nie będzie w tajemnicy trzymał swego kandydata na premiera. Prawo konstytucyjne przysługuje panu prezydentowi w tej kwestii i trudno mu tego odmawiać. Nie ma co także oczekiwać od pana prezydenta, że będzie prowadził publiczny spór i dyskusję w tej kwestii. My, jako politycy PSL, nie jesteśmy zdziwieni. Czekamy spokojnie. Wiemy, że nie zgłosi pan prezydent kandydata na premiera do czasu, dopóki obecny rząd nie poda się do dymisji, a to ma nastąpić 5 listopada.
- Nie ułatwiłoby to Państwu rozmów, gdyby prezydent powiedział - wskażę tego i tego polityka - to jest pewne, pracujcie nad koalicją w spokoju?
- Z pewnością by to ułatwiło. Ale nikt nie ma obowiązku - także pan prezydent, żeby czynić to wcześniej i żeby takie ustalenia robić. Myślę, że przy prawidłowych, dobrych relacjach, prawdopodobnie już prezydent i szef partii, która uzyskała największą liczbę głosów, spotkaliby się, ale widocznie coś jest na rzeczy i te wzajemne relacje, mimo tego spotkania przy czterech butelkach wina, okazuje się, że nie są najlepsze. Być może to wino wtedy zaszkodziło politykom - nie wiem, trudno powiedzieć. Ale jeśli byli w stanie uzgodnić termin wyborów i tryb przekazania władzy, to myślę, że powinni także mieć siłę i odwagę uzgodnić również dalsze kroki postępowania.
- Waldemar Pawlak powinien zadzwonić do prezydenta i powiedzieć?
- Nie. Waldemar Pawlak nie ma do tego tytułu.
- A Donald Tusk?
- My znamy wynik wyborów, z pokorą go przyjmujemy. Na tyle, na ile nam wyborcy powierzyli głosów i odpowiedzialności, to z nich się z pewnością wywiążemy.
- To może Donald Tusk? Już bardziej naturalny lider koalicji, kandydat na przyszłego premiera, powinien wystąpić z pierwszym krokiem? Czy jednak powinien czekać na gratulacje? Czy to nie jest tak, że to trochę zamyka tę drogę?
- Myślę, że za dużo salonowych ceregieli, a za mało dobrej woli.
- Kto ją powinien wykazać? Pan staje z boku, a Pan jest w środku.
- Zachęcamy polityków PO i pana prezydenta do odrobiny więcej dobrej woli. Prawda jest taka, że jeśli ludzie ze sobą rozmawiają, to jest szansa na porozumienie. Natomiast jeśli milczą, to są szanse na różnego rodzaju domysły, pomówienia, niegrzeczności. To niedobrze.
- Kto powinien przełamać to milczenie na linii Pałac Prezydencki-PO?
- Myślę, że rozsądniejszy. Zawsze tak jest, kiedy dochodzi do sporów grzecznościowych. Pierwszy rękę wyciąga ten, który jest rozsądniejszy, mądrzejszy. Który to będzie? Nie wiem. Trudno mi oceniać.
- Doradzał Pan Donaldowi Tuskowi taki telefon pomimo wszystko?
- Nie jestem doradcą pana Donalda Tuska. Jestem w ścisłym zespole negocjacyjnym PSL. Nie śmiałbym doradzać Donaldowi Tuskowi. Absolutnie to nie moja rola.
- Mówił Pan o winach. A czy podczas wczorajszego, dwukrotnego spotkania Waldemara Pawlaka z Donaldem Tuskiem, pito wino?
- Nie wiem. Nie uczestniczyłem w tym spotkaniu. Za chwilę spotkamy się w zespole kierowniczym PSL. Być może dowiem się, czy pito i jakie pito. Ale jeśli pito, to myślę, że dobre wino.
- Waldemar Pawlak jest koneserem win?
- Z tej strony Waldemara Pawlaka nie znam. Jakichś towarzyskich kontaktów w zakresie biesiadek, alkoholu, nie utrzymujemy.
- Te dwa spotkania przyniosły jakiś przełom? Będzie gospodarka dla Waldemara Pawlaka?
- Nie wiem. Też będę o to dziś pytał. Natomiast z pewnością te dwa spotkania pokazują, że politycy próbują w sposób nowoczesny dochodzić do uzgodnień, najpierw programowych i sposobu ich realizacji, a dopiero później personalnych. Jak Pan zauważył, ani Donald Tusk, ani prezes Waldemar Pawlak, nie prezentują kandydatów, nie stawiają warunków, nie ma również takich elementów programowych, o których nie chcieliby rozmawiać. Często mówiono, że w niektórych miejscach są tak wielkie różnice pomiędzy PSL a PO, że to są bariery nie do pokonania.
- Leszek Miller mówi dziś w "Rzeczpospolitej" - gdyby PO chciała zlikwidować KRUS, to ludowcy się krzyżem położą w jego obronie.
- Leszek Miller już miał swoje 5 minut. Może dajmy mu spokój. Uważam, że nie ma co wskrzeszać pana Leszka Millera. Mówił wielokrotnie o tym, że polityka poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna. Kończył z Andrzejem Lepperem. Myślę, że sam ten fakt mówi za siebie.
- A ta uwaga o KRUS-ie?
- O KRUS-ie będziemy rozmawiać. PO nigdy nie mówiła o tym, że chce likwidować. O likwidacji KRUS-u mówiła Zyta Gilowska. O opodatkowaniu środków unijnych w skali 9 proc. mówiła Zyta Gilowska. Jak się dowiedziała od UE, że jest to niemożliwe, to się wycofała. Natomiast z pewnością trzeba co nieco w KRUS-ie pozmieniać, popoprawiać. I jeśli mówimy o wyższej składce dla tych przedsiębiorców rolnych - tak trzeba ich nazywać, a nie gospodarstw rodzinnych - to też warto powiedzieć, że jeśli wyższa składka, to z perspektywą wyższych uposażeń emerytalnych. Tak, jak jest to w powszechnym systemie ZUS-owskim.
- Więcej płacisz - więcej dostaniesz. Pan to mówi, jako przyszły minister rolnictwa?
- Jeszcze nie wiem. Mówiłem o tym wielokrotnie. Na razie w PSL rozpatrywane są 3-4 kandydatury. Fakt, jestem wymieniany wśród tej czwórki. Natomiast wszystko zależy od tego, jak ostatecznie zostanie złożony program i wzajemna akceptacja i PO i PSL - zdecyduje o tym, kto będzie ministrem takim, czy innym.
- A może wiadomo chociaż ile ministerstw dostanie PSL w tym podziale?
- Nie. Jeszcze nie wiadomo.
- Strasznie późno te rozmowy. Jak Państwo chcieliście 1 listopada kończyć negocjacje?
- Nie. 1 listopada to ja słyszałem informacje medialne, że była taka ochota. Natomiast - wyraźnie podkreślam - zbyt poważnie traktujemy politykę, zbyt poważnymi, doświadczonymi politykami są zarówno Waldemar Pawlak, jak i Donald Tusk, żeby przed desygnowaniem przez pana prezydenta kandydata na premiera, podać skład rządu.
- Strasznie się to przesuwa, bo aż 11 listopada może nastąpić.
- Jak zważymy na kalendarz wyborczy, to nie jest to aż tak daleko.
- Czy pan Stanisław Żelichowski jest kandydatem na ministra ochrony środowiska?
- Jest rozpatrywany. Jest rozpatrywany także prof. Borecki, także Janusz Piechociński. Tych kandydatów jest kilku. Z pewnością również na ochronę środowiska mają kandydatów politycy PO. Sprawa nie jest przesądzona.
- Stanisław Żelichowski złożył ciekawą deklarację w "Dzienniku". Twierdzi, że tak naprawdę realizacja innej koncepcji niż ta przez Rospudę - mówię o obwodnicy Augustowa - będzie niezwykle kosztowna i może zająć nawet 10 lat. I sugeruje, ale bardzo mocno, że właściwie przez tę Rospudę po prostu trzeba przejść. Być może szykując i pokazując KE, że inne rozwiązania są niemożliwe.
- Zapewniam Pana, że w tej kwestii Stanisław Żelichowski jest fachowcem. I jeśli coś mówi, to wie co mówi. Myślę, że gdyby rzeczywiście minister Szyszko wcześniej dobrze przygotował argumentację i zrobił kilka niezależnych ocen, które by dotarły do UE, to z pewnością całej tej awantury by już dawno nie było.
- Nie tylko UE. Był jednak też duży ruch społeczny w tej sprawie. Jesteście Państwo gotowi do przełamania tego?
- Taki mamy dziwny zwyczaj w polskim życiu publicznym, społecznym, także tych organizacji pozarządowych, że kiedy w dolinie Warty, w kilku miejscach przekracza się parki krajobrazowe i narusza stan środowiska naturalnego, tam jakoś protestów nie ma i tam ekolodzy nie docierają. Natomiast jeśli jakakolwiek duża inwestycja pojawia się na wschód od Wisły, to wtedy są problemy. Może najpierw zlikwidować podział Polski na A i B - traktować RP jako całość.
- Mieszkańcy Augustowa mają prawo do godnego życia. Byłem tam i to, co się dzieje, to są straszne sceny.
- Wielokrotnie tam także przejeżdżałem. Także mieszkam na wschodzie i powiem szczerze, że DK nr 19 Białystok-Lublin w takim stanie, w jakim jest, to jest także ogromne utrudnienie.
- PSL opowiada się za tym, żeby rozmawiać z UE, ale przez Rospudę przejść?
- Nie. Ja się opowiadam za tym, żeby budować drogi i autostrady w zgodzie z prawem, w zgodzie z naturą, z poszanowaniem natury, ale także żeby w tym wszystkim widzieć człowieka, żeby nie doprowadzać do różnego rodzaju szaleństw.
- Przez Rospudę?
- Wiem, że Stanisław Żelichowski w tej kwestii jest fachowcem. O szczegóły warto go pytać.
- Czyli tak, jak cytowałem. Dziękuję bardzo. Marek Sawicki.
- Dziękuję bardzo.