Trójka|Salon polityczny Trójki
Artur Balazs
2007-09-11, 08:09 | aktualizacja 2007-09-11, 08:09
Ostatecznej decyzji co do obecności na liście wyborczej PiS-u jeszcze nie podjąłem. Jestem za tym, by środowisko ludowe, byłego SKL-u, porozumiało się z PiS-em i na tych listach się znalazło. Przede wszystkim o to zabiegam.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
- Gościem jest Pan Artur Balazs. Dzień dobry Panie ministrze.
- Dzień dobry.
- Były minister rolnictwa, były polityk SKL i były poseł. Co teraz? Pojawił się Pan na Kongresie Wsi Polskiej, PiS-owskiej imprezie w Wierzchosławicach. To interpretowano jako Pana wejście na co najmniej listy wyborcze tej partii.
- W Wierzchosławicach było spotkanie w zasadzie wszystkich środowisk prawicowych ludowych. To chyba normalne, że tam się pojawiłem. Natomiast co do obecności na liście wyborczej PiS-u - ostatecznej decyzji jeszcze nie podjąłem. Nie jest to element jakiegoś sporu o miejsca, absolutnie takiego problemu nie ma. Natomiast jestem za tym, aby środowisko ludowe byłego SKL-u porozumiało się z PiS-em i na tych listach się znalazło. Przede wszystkim o to zabiegam.
- Środowisko czy kanapka?
- Różnie można na to mówić. Ale myślę, że szereg osób z tego środowiska jest publicznie znanych i cieszy się sporym autorytetem i dobrą pozycją. Są to ludzie bardzo kompetentni. Tak do tego podchodzę. Nie mówię, że to jest jakaś wielka formacja polityczna. Jest to ważne środowisko prawicowe ludowe.
- Prawdą jest to, że reaktywuje Pan SKL?
- Tak. Koledzy rzeczywiście zwrócili się do mnie o to, żeby reaktywować działalność SKL-u i w tej chwili jesteśmy na etapie rejestracji SKL-u już bez żadnych innych przymiotników.
- Czyli SKL zmartwychwstaje. To jest partia, z której wywodzi się dziś wielu głośnych i znanych polityków. Natomiast po coś się tę partię robi. Żeby samodzielnie startować?
- Dziś mówienie o samodzielnym starcie byłoby rzeczą niepoważną. Nie wydaje mi się, żeby można było nas podejrzewać o takie zamiary. Integracja tego środowiska i poczucie, że po prawej stronie sceny politycznej to środowisko ludowe nie znalazło swojej tożsamości, dajmy na to, w PO w ogóle środowiska ludowego nie ma, wskazuje, że według mnie jest taka potrzeba.
- SKL pójdzie z PiS-em?
- Według mnie jest duża szansa, żeby się porozumieć, żeby na listach PiS-u znaleźli się ludzie z byłego SKL-u, z tej części ludowej.
- Na przykład kto?
- W tej chwili nie chcę wymieniać nazwisk, bo rozmowy na ten temat trwają i to byłoby przedwczesne. Ale są to wszystko osoby bardzo znane i publiczne.
- Dlaczego w takim razie Pan się waha?
- To zupełnie odrębna sprawa. Również w tej chwili nie chcę jej publicznie rozważać. Myślę, że w ciągu najbliższych kilku dni ta sprawa się przesądzi. Ale nie jest to na pewno jakikolwiek spór o miejsce na liście PiS-u.
- Był Pan przez pewien czas łącznikiem między Samoobroną a PiS-em. Czy to znaczy, że już w ogóle nie ma tematu Samoobrony? Pana człowiek, pan Zagórski, był przez długi czas wiceministrem rolnictwa.
- Tak. Rzeczywiście Marek Zagórski kierował Ministerstwem Rolnictwa przez prawie rok. Podał się do dymisji w momencie, w którym w zasadzie uznał, że nie będzie miał wpływu na bieg zdarzeń w Ministerstwie Rolnictwa i chciał brać za to odpowiedzialności. W tej sprawie współpracy między PiS-em a Samoobroną, moje drogi rozeszły się z Andrzejem Lepperem na początku tego roku.
- A Andrzej Lepper to jest historia zamknięta w polityce?
- Nikogo nie chcę naznaczać i twierdzić, że nie ma szans w polityce. Wydaje mi się, że Andrzej Lepper musiałby opinii publicznej wyjaśnić wiele kwestii, które ciążą na nim i są debaty w mediach. Musiałby się z nich oczyścić. Na pewno nie będzie to łatwe, ale nie można go też takiego prawa pozbawiać.
- Zacytuję Panu zdanie z wywiadu z Wojciechem Mojzesowiczem: Ostatnie wystąpienia Andrzeja Leppera pokazują, że - po pierwsze - nie ma zaplecza - po drugie - nie wie co robi - po trzecie - jest wypalony politycznie - po czwarte - najlepiej żeby wrócił na gospodarkę i mu pomagał. To dobra rada?
- Andrzej Lepper ostro konkuruje z Mojzesowiczem. Ten spór między nimi jest sporem publicznym znanym od wielu lat. Mają prawo do wzajemnych ocen.
- Tak źle z Lepperem - jak mówi Mojzesowicz - nie jest?
- Myślę, że z Samoobroną, z otoczeniem Andrzeja Leppera, nie jest dobrze. Największym problemem Andrzeja Leppera jest jego zaplecze w Samoobronie - to było jego największym problemem. Jego klęska nie była związana z kierowaniem resortem rolnictwa, a z tym, co obok tego resortu na jego zapleczu się działo i z ludźmi, którzy byli wokół Andrzeja Leppera i działali na jego konto. To jest chyba prawdziwy problem.
- Przekonujące jest nowe hasło Samoobrony: Polska socjalna? Rzecznik partii Mateusz Piskorski mówi tak: w kampanii chcemy pokazać, że tylko Lepper jest osobą spoza salonów politycznych, spoza układu. A PiS to są współtwórcy III RP, od której teraz ta partia nieuczciwie się odcina.
- Z jednej strony, trudno będzie Andrzejowi Lepperowi pokazać, że on jest spoza układów, że nie był członkiem rządu, nie miał wpływu na bieg zdarzeń, jako wicepremier. A z drugiej, Samoobrona rzeczywiście była zawsze formacją socjalną, roszczeniową, rewindykacyjną. W tej chwili uznała, że w to miejsce trzeba wrócić.
- Samoobrona wejdzie do Sejmu?
- Jest to bardzo poważne zadanie dla Samoobrony i na pewno nie będzie to proste. Kampania tych dwóch gigantów, PiS-u i PO, przytłoczył wszystko na zapleczu pozostałych partii.
- Nawet LiD?
- Może LiD nie, ze względu na elektorat LiD-u, który jest związany w części z jakąś przeszłością, w części z zupełną alternatywą wobec tych dwóch gigantów.
- A wpadka Aleksandra Kwaśniewskiego z wywiadem dla niemieckiej edycji gazety "Vanity Fair" zmieni jakoś obraz kampanii LiD-u?
- Myślę, że osoba Aleksandra Kwaśniewskiego, która miała być główną wizytówką LiD-u i najważniejszą postacią w tej kampanii, ta jego wypowiedź stała się problemem dla LiD-u i dla Aleksandra Kwaśniewskiego.
- To był błąd? Czy Aleksander Kwaśniewski tak myśli, że jeśli wygrają jeszcze raz Kaczyńscy, to rząd Niemiec powinien zaostrzyć kurs?
- Uważam, że to odpowiedź bardzo nieodpowiedzialna. Mało który polityk by się odważył na tę odpowiedź. Ona musiała paść w wielkich emocjach i w poczuciu u Aleksandra Kwaśniewskiego, że już tu nic nie da się zrobić i że PiS może powtórnie wygrać te wybory. Chyba spowodowała skrajna rozpacz.
- Pan sądzi, że Kwaśniewski już uwierzył, że wygra PiS i dlatego puściły mu nerwy?
- Tak mi się wydaje. Inaczej nie mogę wytłumaczyć. Uważam, że Aleksander Kwaśniewski to polityk bardzo dużego formatu i że popełnił dość duży błąd.
- A dobrze wychodził z tej kryzysowej sytuacji? "Dziennik" daje tytuł: Trzy dni zwodził, w końcu przeprosił. Tak było?
- Polityk w takich sprawach musi mówić prawdę. Jeżeli powiedział, to powinien się do tego przyznać. Natomiast ja słuchałem jakieś audycji, z której wynikało, że Aleksander Kwaśniewski nie powiedział tego i mówił, że powiedział co innego, że to inaczej wyglądało.
- A Pana zdaniem?
- Nie wiem. Ale gdyby Aleksander Kwaśniewski kluczył w tej sprawie i nie mówił prawdy, to świadczyłoby to źle o nim.
- Zacytuję Panu wypowiedź redaktora naczelnego tej gazety, którą cytuje "Dziennik". Wysłaliśmy do biura Kwaśniewskiego tekst do publikacji. Po otrzymaniu autoryzacji opublikowaliśmy rozmowę w 100 proc. bez żadnej zmiany. Nie było specjalnego pośpiechu, a rozmowa odbywała się w warszawskim biurze prezydenta. Nie podano alkoholu. Tu nawet było zwodzenie co do tej autoryzacji, bo w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w TVN24 wcześniej prezydent mówił, że - Pan widział tę rozmowę?
- Tak.
- Że nieautoryzowana.
- Bardzo źle by było, jakby kluczył i bał się powiedzieć prawdy, jakby to były zdarzenia niezgodne z faktami. Tu dużą cenę zapłaci Aleksander Kwaśniewski jeżeli tego nie przetnie. Zdarza się politykom, nawet największego formatu, że popełniają błędy, ale muszą mieć odwagę przyznać się do nich, być wiarygodnymi i uczciwymi.
- To tak, jak amerykańscy prezydenci, którzy popadają w tarapaty nie wtedy, gdy popełnią błąd, ale wtedy, gdy zaczynają kłamać.
- Tak. Uważam, że kłamstwo w polityce powinno być wypalane gorącym żelazem.
- Wierzy Pan w sondaże?
- To jest rzeczywiście wskaźnik poziomu poparcia, ale bardzo często sondaże nie do końca pokazują.
- Np. dla dzisiejszej "Gazety Wyborczej" badanie i taki wynik: PiS - 28, PO - 28, LiD - 11, Samoobrona - 5, LPR - 3, PSL - 2, niezdecydowani - 20. To bliskie prawdy, według Pana, odczucia?
- Jakbym na dziś miał to oceniać, to uważam, że te dwa największe ugrupowania są bliskie remisu i wskazanie będzie związane z jakimś epizodem na końcu kampanii, akcentem, jakąś wpadką na końcu kampanii.
- Są taką wpadką słowa Jana Rokity. Dziś w "Rzeczpospolitej" mówi: Powiedziałem, że z takiej listy nie będę kandydował. To jest mowa o liście krakowskiej. I podobno Rokita waha się, czy nie startować samodzielnie do Senatu. Dziś rozmowy z Tuskiem. Na starcie, na otwarcie kampanii PO dziwna sytuacja.
- Tak. Oceniam, że to PO może bardzo zaszkodzić. Zwłaszcza odwołanie się do tego prawicowego, najbardziej konkurencyjnego elektoratu z PiS-em.
- Rokita jest dla tych ludzi wiarygodny?
- Rokita jest jakimś elementem tożsamości prawicowej w PO. Wielu wyborców patrzy na zachowanie Rokity, a więc może mieć to istotny skutek dla całościowego wyniku wyborów. To pokazuje, że PO jest wewnętrznie niezmiernie podzielona. To może PO bardzo mocno zaszkodzić i być kroplą w przepełni czarę.
- A Rokita mówi o krakowskiej PO: Grupa mizernych ludzi chce użyć mojego nazwiska, żeby wygrać ze Zbigniewem Ziobro. Mocne słowa. Prawdziwe?
- Bardzo mocne słowa. Według mnie te słowa będą bardzo utrudniały porozumienie PO z Rokitą - nie chcę mówić, że uniemożliwiały - ale niezmiernie utrudniały. Bardzo dużo zostało powiedziane.
- Jak to się skończy? Pan zna Rokitę. wiele lat był Pan z nim w SKL-u. Dwa dni temu pojednanie. Dziś znowu.
- Uważam, że bardzo trudno będzie się w tej chwili Rokicie porozumieć z PO, a PO z Rokitą. Ten bardzo mocny akt, który odwołuje się do budowy list w PO, do sposobu kierowania PO, bardzo utrudnia.
- Może Jan Rokita po prostu nie umie się dogadać? Może nie szanuje demokracji lokalnej, która wskazuje taką, a nie inną kolejność list?
- Jan Rokita jest wielką indywidualnością, bardzo ważnym politykiem prawicowym i w interesie PO było to, żeby z Janem Rokitą się porozumieć, żeby był na liście i żeby jego środowisko znalazło się na listach. Oceniam, że w tej sprawie PO popełniła duży błąd i że może mieć to znaczenie dla całego wyniku PO w tych wyborach.
- Te transfery są w dwie strony. Antoni Mężydło poszedł z kolei do PO.
- Ale jednak to są dość różne postaci. Mają jednak nieco inna pozycję. Mężydło to zacna postać z ładnym życiorysem. Ale Rokita to polityk z super ligi, polityk chyba najwyższego formatu. Znaczenie dla list, na której miał występować jest bardzo duże. To nie tylko ci, którzy głosują w Krakowie na Rokitę, ale to głosowanie elektoratu w całej Polsce.
- Jak to się skończy? Rokita gdzieś przejdzie? Gdzieś dołączy? Będzie samotnym wilkiem na tej scenie, w tym lesie?
- Błędem by było, jakby Janek Rokita zdecydował się startować do Senatu.
- Co powinien zrobić?
- Albo jednak jakoś porozumieć się z PO. Albo nie startować.
- Dobra rada. Dziękuję bardzo. Artur Balazs. Teraz chyba lider SKL-u? Tak się chyba znowu o Panu będzie mówiło.
- Polityk, który nie należał przez ostanie lata do żadnej partii, nie był w parlamencie.
- Nikt nie ma takiego tytułu. Chyba, że szejk arabski. Dziękuję bardzo.
- Rolnik z wyspy Wolin.
- Dziękuję.
- Dziękuję bardzo.