Trójka|Salon polityczny Trójki
Adam Bielan
2007-01-17, 08:01 | aktualizacja 2007-01-17, 08:01
Jest szansa, żeby Polak objął niezwykle ważne, prestiżowe, ale również dające bardzo dużą władzę, stanowisko szefa Komisji Spraw Zagranicznych PE.
Posłuchaj
- Dziś będę rozmawiał z Adamem Bielanem. Witam serdecznie.
- Dzień dobry Panie redaktorze.
- Pan jest w Strasburgu. Jest Pan nowym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Jednym z czternastu. Ciężko było wygrać tę bitwę?
- Nie było to łatwe. Natomiast na szczęście PE przestrzega pewnych reguł. Polska jest jednym z największych krajów członkowskich. Mieliśmy dotąd dwóch wiceprzewodniczących PE. Przypomnę: pan Jacek Saryusz-Wolski z PO i pan poseł Janusz Onyszkiewicz z partii Demokraci.pl. Cieszę się, że nasz stan posiadania, stan posiadania Polski w prezydium PE, więc jednym z najważniejszych ciał decyzyjnych w tej instytucji, został utrzymany, a oprócz mnie wiceprzewodniczącym PE wczoraj został pan poseł Marek Siwiec.
- Jak podaje Ryszard Czarnecki, na swoim blogu internetowym, uczciliście to Panowie lampką białego wina. I dobrze. Ale równocześnie podaje Ryszard Czarnecki w swoim blogu, że Tusk sprzedał Jacka Saryusza-Wolskiego. Co to znaczy tak naprawdę? Powoli rozkręca się sprawa wyboru szefa Komisji Spraw Zagranicznych PE. Jacek Saryusz-Wolski chciałby zostać szefem tej komisji, ale wydaje się, że nie ma na to zgody politycznej w Polsce. Czy rzeczywiście?
- To jest bardzo ciekawa sytuacja. Właśnie w tej chwili, gdy rozmawiamy, kilka metrów ode mnie odbywa się posiedzenie delegacji PO w PE. Posiedzenie, na którym być może zapadnie ostateczna decyzja. My zdecydowaliśmy się wczoraj, jako posłowie PiS-u, LPR-u, Samoobrony wystosować apel do władz PO, aby nie ustępowały w sprawie pana posła Saryusza-Wolskiego. To jest ewidentnie najważniejsza komisja w PE.
- To w czym problem?
- Każdy europoseł, jeśli będzie szczery, odpowie dziennikarzom, że to jest najważniejsza komisja. Problem w tym, że - jak rozumiem - pan poseł Jacek Saryusz-Wolski mimo, że jest osobą bardzo kompetentną, nie jest do końca kochany przez władze PO. I te czynią wszystko, żeby - z jednej strony - utrzymać komisję budżetową dla pana posła Lewandowskiego. To jest również ważna komisja, ale po tym, jak PE i inne instytucje europejskie podjęły decyzje o budżecie na lata 2007-2013, ta komisja nie będzie miała takiego znaczenia dla Polski, jak w latach ubiegłych. Komisja Spraw Zagranicznych, choćby ze względu na stosunki UE z Rosją ma dla Polski kluczowe znaczenie. A - po drugie - gdyby szefem Komisji Spraw Zagranicznych został Polak, to musiałby odejść polityk tutaj niezwykle wpływowy, od 10 lat przewodzący tej komisji, pan poseł Elmar Brock z niemieckiej CDU, osobisty przyjaciel Angeli Merkel. I plotka głosi, że sama pani kanclerz interweniowała u władz polskiej PO, żeby tego stanowiska nie odbierać Niemcom. To choćby dowodzi, jak ważne jest to stanowisko. Mam nadzieję, że pan Donald Tusk i jego koledzy nie ugną się, bo mamy szanse na zdobycia dla Polaka niezwykle ważnej funkcji.
- W tym liście polskich członków frakcji "Unia Na Rzecz Narodów" - m.in. Pan ten list podpisał - czytamy, że dobiegły do nas informacje, że lider PO Donald Tusk w rozmowie z liderem CDU Angelą Merkel obiecał rezygnację przez PO z popierania Saryusza-Wolskiego. Apelujemy do Donalda Tuska o zmianę tej decyzji. Ale skąd te informacja, że Donald Tusk coś miał pani Angeli Merkel obiecać? I skąd Państwo to wiecie?
- To są informacje kuluarowe. Nie chcę zdradzać ich źródła. My przecież się kontaktujemy również z naszymi kolegami z PO. Nie wiem jak było, bo oczywiście nie byłem świadkiem rozmowy pana Donalda Tuska z Angelą Merkel. Natomiast wiem na pewno, że są kłopoty z wyborem pana posła Saryusza-Wolskiego na to stanowisko. Mimo, że z wewnętrznych układów w ramach grupy Europejskiej Partii Ludowej - nie chcę słuchaczy zanudzać szczegółami - to stanowisko się po prostu PO i Polakom należy. To jest bardzo ważne stanowisko. Osoba, która pełni funkcję szefa tej komisji jest tak naprawdę numerem 3 w PE, po przewodniczącym PE oczywiście i po szefie największej frakcji. I tak naprawdę Polak nigdy nie zajmował tak ważnego stanowiska, nie tylko w PE, ale - śmiem twierdzić - we wszystkich instytucjach unijnych. Byłoby bardzo źle, gdyby ze względu na bądź jakieś walki frakcyjne wewnątrz jednej partii, bądź naciski z zewnątrz, Polska takiego stanowiska nie uzyskała. Nie chcę mieszać się w wewnętrzne sprawy PO. Donald Tusk jest szefem tej partii i ma prawo podejmować decyzje jakie chce, natomiast w tej konkretnej sprawie, źle by się stało, Polska by po prostu straciła, gdyby tak kompetentny polityk - mówię to, mimo, że Jacek Saryusz-Wolski przecież należy do partii konkurencyjnej względem PiS-u - ale jest to osoba niezwykle kompetentna, nie objęła takiej funkcji.
- Już trochę żeście się Państwo wmieszali, bo ten list jest jednak takim naciskiem w trochę wewnętrzne sprawy PO.
- Dlatego, że decyzja zapadnie najprawdopodobniej lada dzień. Być może lada godzina, być może w tej chwili zapada. I dobiegły do nas takie niepokojące informacje, mam nadzieję, że nieprawdziwe.
- One są tutaj podane jednoznacznie. Może problem w tym, że gdyby pan Brock został szefem tej Komisji Spraw Zagranicznych, to właściwie Niemcy zgarnęłyby całą pulę. Bo i nowy przewodniczący PE, to eurodeputowany niemiecki i niemiecka prezydencja rozpoczyna się w UE, czyli ogromna szansa na naprawdę wielką władzę.
- Właśnie dzisiaj będziemy gościć panią kanclerz Merkel, która będzie przedstawiała założenia prezydencji Niemiec. Niemcy to największy kraj w UE, ma najwięcej posłów w europarlamencie. I to jest zrozumiałe, że niemieccy politycy otrzymują ważne funkcje, natomiast ja jestem Polakiem i trudno żebym nie kibicował innym kolegom z Polski. Przypomnę, że PiS dwa i pół roku temu głosowało w wyborach na szefa PE, na prof. Geremka, mimo, że w Polsce w bardzo wielu sprawach PiS i partia Demokraci.pl różni się, to jednak uważaliśmy, że skoro istnieje choćby cień szansy na to, żeby Polak objął to najważniejsze stanowisko, to wszyscy Polacy powinni go poprzeć. Tak jest w przypadku również pana posła Saryusza-Wolskiego. Tak, jak Pan słusznie zauważył, Niemiec został już szefem PE, więc myślę, że aspiracje, ambicje niemieckich polityków są już po części zaspokojone. Gdyby Polak, przedstawiciel nowej Europy, nowej dziesiątki, a w tej chwili już dwunastki krajów, które weszły od 2004 roku, objął to stanowisko, to też byłby ważny sygnał, że nie ma już podziałów w instytucjach unijnych na polityków ze starej Europy - tych "lepszych Europejczyków" - i polityków z nowych krajów. Wprawdzie wszyscy jesteśmy teoretycznie równi w PE, ale ciągle jednak Polacy, czy koledzy z innych krajów z Europy Środkowowschodniej, napotykają na pewne problemy w związku z tym, że jesteśmy w UE dopiero od kilku lat.
- Dziś UE dzieli się przede wszystkim po tej osi zwolenników i przeciwników traktatu konstytucyjnego i ten temat wraca - chyba musimy sobie przypomnieć wszystkie argumenty i związane z tym słownictwo. Bo Hans Gert Petering w wywiadzie dla dzisiejszego "Dziennika" mówi, że ten traktat musi wrócić w ciągu pół roku, czyli w trakcie niemieckiego przewodnictwa. Powinniśmy znaleźć sposób, jak wprowadzić w życie jego zapisy - przy odrobinie dobrej woli, uda nam się - mówi Petering. Czy rzeczywiście?
- Z całą pewnością dyskusja na ten temat wróci, ponieważ prezydencja niemiecka uczyniła go głównym akcjonariuszem.
- Pytam o dyskusję, bo tutaj Petering bardzo wyraźnie stwierdza, że traktat konstytucyjny ratyfikowało 18 państw i nie można pozwolić by ich decyzje stały się po prostu nieważne - dodaje, że te kraje, które go odrzuciły, powinny znaleźć sposób, żeby jednak przepchnąć.
- Chętnie usłyszałbym od pana przewodniczącego Peteringa, jaki to sposób, żeby traktat przyjęły Francja i Holandia. Przypomnę że oba kraje odrzuciły traktat w referendum. I większość poważnych polityków francuskich i holenderskich twierdzi, że nie mogą poddać pod referendum w ciągu zaledwie dwóch czy trzech lat tego samego dokumentu, który został już odrzucony przez ich obywateli. Jak sondaże wskazują we Francji, gdyby doszło do referendum dzisiaj, traktat zostałby odrzucony jeszcze większą większością. To jest jedna z podstawowych zasad demokratycznych. Obywatele dwóch krajów UE wypowiedzieli się w referendum, odrzucając traktat - traktat musi być przyjęty, ratyfikowany przez wszystkie kraje członkowskie. I nie wyobrażam sobie poddawania pod referendum, czy próby ratyfikacji w innych krajach tego samego dokumentu.
- Ale bardzo podobny dokument, to już jest np. do wyobrażenia?
- Być może część polityków tak to sobie wyobraża. Ale wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, żeby dokument ledwie po kosmetycznych zmianach został przyjęty przez Francuzów, Holendrów. Myślę, że oni by nie potraktowali takich propozycji poważnie. Nowy traktat UE jest zapewne potrzebny. UE jest już krajem 27 państw. W przyszłości - mam nadzieję - dołączą do nas kolejne. Zarówno polskie władze, jak i PiS konsekwentnie od wielu lat powtarza, że my nie jesteśmy przeciwnikami jakiegokolwiek traktatu, natomiast oczywiście w ramach tego traktatu, będziemy bronić pozycji Polski, ale również kwestii związanych z funkcjonowaniem całej UE.
- To bardzo ładnie brzmi, ale wydaje się, że zbliża się czas, kiedy Polska będzie musiała zabrać bardzo konkretne i precyzyjne stanowisko, co dalej z traktatem konstytucyjnym. Jak sobie wyobraża, jeśli nie ten, to nowy? Co zrobić z przyszłością UE? Co wtedy powiemy?
- Najpierw czekamy na choćby dzisiejszą propozycję pani kanclerz Merkel, w jaki sposób ona widzi debatę nad traktatem konstytucyjnym, czy powoła jakąś konferencję międzyrządową, czy też będzie prowadziła przez kilka miesięcy poufne negocjacje z przedstawicielami poszczególnych państw - jak donosi prasa. Czy też powoła - co byłoby chyba nie najlepszym rozwiązaniem - coś w rodzaju nowego konwentu przedstawicieli różnych instytucji europejskich.
- W tym premierów.
- Uważam, że to nie jest dobry pomysł , ponieważ prace poprzedniego konwentu zostały odrzucone. To nie jest chyba dobra metoda, żeby ludzie bardzo często oderwani od rzeczywistości w swoich krajach decydowali o tak fundamentalnym dokumencie, do którego nie można wnosić żadnych zmian.
- Co w takim razie? Żadna z tych propozycji, które Pan wymienił - jak rozumiem - nie jest do przyjęcia dla obecnych władz polskich. Co zatem z tym tematem zrobić?
- Nie. Nie powiedziałem, że żadna z tych propozycji jest nie do przyjęcia. Myślę, że najbardziej prawdopodobny wariant jest taki, że prezydencja niemiecka będzie przez kilka najbliższych miesięcy konsultowała się w sposób poufny z przedstawicielami poszczególnych krajów, również z Polską. Znane jest stanowisko Polski, jeśli chodzi o najważniejsze punktu traktatu konstytucyjnego. I tak naprawdę do momentu wyborów prezydenckich we Francji, które odbędą się w kwietniu I tura, na początku maja II tura i do momentu ewentualnej zmiany na funkcji premiera w Wielkiej Brytanii - wiadomo, że w tym roku odejdzie Tony Blair, zastąpi go najprawdopodobniej dużo bardziej eurosceptyczny Gordon Brown - żadne poważne decyzje w UE nie zapadną.
- A po tym okresie skończy się półroczna prezydencja niemiecka i wszystko będzie od nowa zaczynane?
- Wybory we Francji odbędą się przed zakończeniem tej prezydencji. Ale bez Paryża, bez Londynu nie da się wynegocjować żadnego porozumienia, które byłoby akceptowane przez większość krajów UE. Musimy czekać do kwietnia, chociaż - jak rozumiem - pan prezydent wyznaczył swoich doradców w sprawie traktatu konstytucyjnego i oni będą konsultowali się ze swoimi kolegami z innych krajów UE.
- Dziękuję bardzo. Adam Bielan ze Strasburga.
- Dziękuję bardzo.