Limboski "Poliamoria"
Limboski, czyli Michał Augustyniak z powodzeniem kontynuuje swoją odyseję muzyczno-podróżniczą.
Fragment okładki płyty Limboski "Poliamoria"
Foto: mat. promocyjne
Okładka płyty Limboski "Poliamoria" W poprzednim odcinku (album "W Trawie…") był krakowskim bardem i poetą. W międzyczasie z tonącego w oparach smogu i (jak sam mówi) konserwatywnego Krakowa uciekł jednak do Berlina. Niemiecka stolica, w której mieszają się inspiracje kulturowe i artystyczne, a ulice tchną tolerancją dla indywidualności – okazała się dlań idealną przystanią. Na najnowszej płycie "Poliamoria" Limboski przemawia z nieskrępowaną ekspresją głosu i słowa. To zdecydowanie jego najbardziej dojrzały tekstowo i dopracowany muzycznie materiał w dotychczasowej karierze.
Tym razem pielęgnowana od wielu lat słabość do amerykańskiej muzyki źródeł (bluesa, folku i korzennego rock’n’rolla) to dla Limboskiego zaledwie punkt wyjścia. Celem – napisanie piosenek nośnych, przystępnych, mądrych i urzekających stylistycznym bogactwem. Na wszystkich tych polach artysta odnosi bezdyskusyjny sukces. W programie płyty znalazły się ostre, dynamiczne riffy gitarowe, ale też egzystencjalne w wymowie ballady podszyte duchem gospel czy country. Całość po raz kolejny w przypadku Limboskiego spaja produkcyjna ręka Marcina Borsa, dzięki któremu nagrania oddychają i mienią się barwami.
Tradycyjnie już ogromnym atutem Limboskiego jest także literacka warstwa jego utworów. To przecież artysta równie zafascynowany książkami, co płytami. Być może dlatego jak mało kto potrafi bawić się polskim słowem. I choć unika dosłowności, to i tak często trafia w sedno za pomocą odkrywczej puenty albo nieoczekiwanego rymu. Obok typowych dla siebie kronik romansowych, Augustyniak sięga tu po wątki filozoficzne i uduchowione. Nawiązuje też do formy dylanowskiego strumienia świadomości. Wszystko to sprawia, że trudno będzie w tym roku o równie udaną "amerykańską" płytę na polskim rynku.
„Poliamoria” – premiera 20 kwietnia 2018.
materiały prasowe