Dyplomaci na celowniku kontrwywiadu. Szpiedzy czy przyjaciele?
2016-12-22, 01:12 | aktualizacja 2016-12-22, 11:12
- Jeśli chodzi o państwa zachodnie, to w czasie PRL-u nie wysyłano do Polski ludzi przypadkowych. Starano się tak wybierać dyplomatów, by jednocześnie się zabezpieczyć - mówi historyk, dr hab. Patryk Pleskot.
Posłuchaj
Placówki dyplomatyczne, jak wyjaśnia gość Trójki, to państwo w państwie, bo obowiązuje je zasada eksteryterytorialności, czyli jest to cząstka polskiej państwowości w ramach innego kraju, posiadającego swoje prawo, itp. - Mamy tutaj do czynienia z zupełnie inną osobowością prawną i państwową, co łączy się też z immunitetami, które dyplomaci mają i są ich istotnym przywilejem - opowiada historyk.
W Polsce Ludowej kontrwywiad MSW stale obserwował ambasady państw zachodnich. Jak wspomina Robin Barnett, ambasador Wielkiej Brytanii, który pracę rozpoczął w 1982 roku, obowiązywały wówczas w Polsce godziny milicyjne, a rozmowy były kontrolowane. - Od początku wiedziałem, że jestem inwigilowany. Zrozumiałem to, jak chciałem zadzwonić do mojej mamy, by powiedzieć jej, że wszystko ze mną dobrze, a po wielu godzinach prób udało mi się porozmawiać z nią o trzeciej nad ranem. Była to pierwsza demonstracja sił - opowiada.
W programie wykorzystaliśmy wypowiedzi ambasadorów: USA - Stephena Mulla i Wielkiej Brytanii - Robina Barnetta - obaj zaczynali kariery dyplomatyczne w latach 80. w Polsce. Nagranie pochodzi z archiwum Biura Edukacji Narodowej IPN.
Kto chciał współpracować ze służbami specjalnymi? O tym mówimy w audycji.
***
Tytuł audycji: Białe plamy
Prowadzi: Mirosław Biełaszko
Autor materiału: Arkadiusz Ekiert
Gość: dr hab. Patryk Pleskot (historyk, politolog, autor dwutomowego wydawnictwa pt. "Dyplomata, czyli szpieg? Działalność służb kontrwywiadowczych PRL wobec zachodnich placówek dyplomatycznych w Warszawie (1956-1989)".)
Data emisji: 21.12.2016
Godzina emisji: 15.07
sm/fbi