"Droga 816" - opowieść o Granicy

Michał Książek, autor świetnie przyjętego debiutanckiego reportażu "Jakuck. Słownik miejsca", tym razem bohaterem swojej opowieści uczynił nie miasto, lecz... drogę. Tytułowa droga nr 816, zwana również Nadbużanką, biegnie z północy na południe, wzdłuż granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej.

"Droga 816" - opowieść o Granicy

Tytułowa droga nr 816, zwana również "Nadbużanką", biegnie z północy na południe, wzdłuż granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej

Foto: materiały promocyjne/Fundacja Sąsiedzi

Droga to niezwykła, bowiem za nią jest już tylko Bug, a za Bugiem – mityczny Wschód, Azja, step, który ciągnie się aż do wybrzeży Japonii... Asfaltowa, miejscami dziurawa, wąska droga nr 816 jest więc nie tylko drogą – jest Granicą, Przedmurzem, Płotem oddzielającym Unię Europejską od nie-Unii, katolicyzm od prawosławia, "nasze" od "ich", "tam" od "tu", barbarzyństwo od cywilizacji...

Efektem wędrówki Nadbużanką jest ta znakomita opowieść o pograniczu, splątaniu i nakładaniu się na siebie kultur, kierunków, wyznań oraz znaczeń...

- Wśród pasterzy Syberii i stepowej Azji panuje zwyczaj śpiewania w czasie pracy, która często jest podróżą. Koczownicy wyśpiewują to, co ich otacza i co napotykają w czasie wędrówki. Kiedy zapytać, o czym jest ich pieśń, nie będą w stanie powiedzieć. Jeśli poprosić o tytuł, uśmiechną się z zakłopotaniem. Pytanie, czy tekst został gdzieś zapisany też nie ma sensu, bo tekstem jest sam widok i świat wokół. Taka jest ta książka; polska, ale też syberyjska i stepowa. Z tą jednak różnicą, że tekst został spisany - mówi autor Michał Książek.

Fragmenty książki

Niosłem już kilkadziesiąt ciężkich spojrzeń, od Horodła. Spojrzenia znad rąbanego drewna, znad zarzynanej świni, zza firanek, z głębi stodoły. Z wysokości siodełka ursusa trzydziestki, z boku, z tyłu. Spojrzenia pijanych, palaczy i nieufnych trzeźwych. Obcy, który idzie pieszo może przynieść tylko nieszczęście. Zapewne chce coś ukraść. Dlaczego nie jest w pracy? Czy można ufać człowiekowi, którego nie stać nawet na passata? Na pewno to zwiadowca, ma mapy, lornetkę, ma aparat. Kiedy mówię o ptakach, niektórzy wybuchają śmiechem. Przeszedłem x kilometrów wzdłuż Przedmurza, po jego chrześcijańskiej stronie, a nikt ani razu nie powiedział "dzień dobry". Oprócz chłopca pod synagogą we Włodawie. To było jedyne "dzień dobry" od samego Horodła.

- Ja jestem tutejszy – powiedział i stało się oczywistym, że ja nie, że jestem "tamtejszy". Zza horyzontu, z sinej dali, z odległości, o której często mówili surowo: w pizdu albo w chuj daleko. I że moje "tam" jest gorsze od jego "tutaj", i jakieś niedookreślone, niejasne, bez granic. Że nie wiadomo jaki tam kościół, co w polu rośnie i jacy ludzie. Był tutejszy, częścią tutaj, miejsca, i zdawało się, tego oczekiwał od ludzi. "Tutaj" było w miejscu, gdzie staliśmy...