Czy zobojętniały nam nienawistne hasła na murach?
2014-03-10, 23:03 | aktualizacja 2014-03-11, 08:03
Kto jest odpowiedzialny za antysemickie, homofobiczne i rasistowskie napisy na murach miast? Nie tylko ci, którzy je malują, ale też mieszkańcy, którzy je tolerują...
Posłuchaj
Wiktor Jędrzejewski ze Stowarzyszenia "Projekt Polska" mówi, że organizacja wymyśliła akcję "Hejtstop" z powodu zobojętnienia na mowę nienawiści na murach. - Wychodzimy na miasto, patrzymy i nawet, jeśli zauważamy jakiś napis to myślimy: o dzieci szaleją, młodzi muszą się wyszaleć, to taki element miejskiego krajobrazu. Jednak tak nie jest. Takich napisów nie powinno być na ścianach naszych domów. Jeśli zawierają w sobie agresję, brak tolerancji, to powinno się z nimi walczyć, bo nie ma na to miejsca w przestrzeni naszych miast - mówi gość Ernesta Zozunia.
Więcej dyskusji z cyklu "Za, a nawet przeciw" znajdą Państwo tutaj >>>
Stowarzyszenie zwraca uwagę na takie napisy i deklaruje, że jeśli dostanie informację, że taki napis istnieje to nie pozostanie biernie i będzie reagować. - Staramy się zachęcać administratorów budynków, władze miejskie, służby porządkowe do tego, żeby coś z tym zrobiły. Chcemy też, aby w przyszłośći sami zwracali na to uwagę. Akcja ma odzew, zbieramy bardzo dużo zdjęć, informacji o takich napisach, a nasza baza danych staje się coraz większa - dodaje gość audycji "Za, a nawet przeciw".
- Liczymy na to, że gdy uwrażliwimy i pokażemy tym, którzy powinni dbać o ściany i mury, że to jest kłopot, wtedy napisy zaczną znikać. Takie napisy nam zobojętniały, jest dużo takich, na które nikt już nie zwraca uwagi, które wrosły w pejzaż podwórka. Kilka lat temu prowadziliśmy projekt monitorujący mowę nienawiści na murach. Zbieraliśmy od użytkowników internetu maile ze zdjęciami i informacjami. Zbudowaliśmy pokaźną bazę, z której korzystamy też dziś. Zaskakujące jest to, że minęło kilka lat i to wciąż te same napisy, w tych samych miejscach. Nikt od tamtej pory ich nie zamalował - twierdzi Wiktor Jędrzejewski.
Zdaniem dr Radosława Kossakowskiego - socjologa z Uniwersytetu Gdańskiego - przestrzeń publiczna umożliwia prezentowanie zakazanych światopoglądów. - Trudno zdefiniować jeden profil ludzi, którzy to robią. Najprawdopodobniej jest to typ ludzi, którzy poprzez szukanie wrogów, czy nazywanie innych ludzi w sposób nienawistny, definiują siebie, tzn. odgradzają się od innych. Jeżeli ktoś używa w tej chwili sformułowań typu: Żydzi do gazu, to najprawdopodobniej nie zna zbyt dobrze historii. Wydaje mu się że to jest nieszkodliwe - mówi socjolog.
Według dr Kossakowskiego edukacja byłaby najlepszym sposobem, żeby zmniejszać ilość tego rodzaju wybryków. - Piszący na murach mają problemy z własną tożsamością. Poprzez nazywanie wrogów, taki człowiek się definiuje. Określa, kim nie jest. To element ucieczki przed odpowiedzią na pytanie: kim jestem, być może także ucieczki przed problemami, które się z takim pytaniem wiążą - podsumowuje.
W dyskusji z udziałem słuchaczy wzięli udział także: inspektor Mariusz Sokołowski (rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji), Agnieszka Kłąb (zastępca rzecznika prasowego Urzędu miasta stołecznego Warszawy), Yga Kostrzewa (Stowarzyszenie Lambda Warszawa)
Audycji "Za, a nawet przeciw" można słuchać od poniedziałku do czwartku w samo południe. Zapraszamy! Poniżej znajdą Państwo wyniki sondy internetowej, przeprowadzonej w trakcie audycji.
(mp, gs)