Banalność zła, czyli dlaczego Niemcy wybrali samobójczą drogę

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Banalność zła, czyli dlaczego Niemcy wybrali samobójczą drogę
Proces Adolfa Eichmanna w Jerozolimie, 1961 rokFoto: PAP/DPA

- Proces Eichmanna był najważniejszy dla Żydów, bo obudził świadomość Holokaustu, przywołał tamtą pamięć. Dla Hannah Arendt sam Eichmann nie był istotny, ważniejsza była odpowiedź na pytanie o zmaganie się z problemem horroru ludobójstwa - mówi prof. Paweł Śpiewak.

Posłuchaj

Wokół książki "Eichmann w Jerozolimie" (Klub Trójki)
+
Dodaj do playlisty
+

Adam Szostkiewicz - tłumacz książki "Eichmann w Jerozolimie" - opowiada, że gdy ukazała się ona po raz pierwszy po polsku za czasów PRL, musiał z niej usunąć ustęp na temat Katynia. Dopiero późniejsze wydania po 1989 roku zostały uzupełnione o brakujące fragmenty i są wiernym tłumaczeniem pierwszego wydania książki Hannah Arendt.
Książka ta do dziś prowokuje dyskusje, jednak nie wywołuje takich reakcji jak po pierwszej publikacji w Niemczech w 1963 roku. Niemiecka intelektualistka żydoskiego pochodzenia, pisząc książkę o Eichmannie, miała do wglądu tylko jedną pracę historyczną na temat zagłady - książkę Raula Hilberga. - W związku z tym posiadała bardzo nikłą wiedzę historyczną i większość tez, które zawarła w książce, dziś się nie sprawdza. Jedna z nich brzmi: judenraty współpracowały z Niemcami w "dziele zagłady" i Żydzi ponoszą sami odpowiedzialność za to, co się stało - opowiada prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Paszport
Paszport Adolfa Eichmanna, wydany mu po wojnie przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż

W ten sposób, jak dodaje, obciążyła również własny naród. - To się zupełnie nie sprawdza historycznie, to jest zupełnie nieprawdziwe, w każdym kraju było trochę inaczej. Spór, który był jednym z najważniejszych, gdy ta książka wyszła, właściwie wygasł, bo ona jest niekompetentna i wypowiada sądy, do których nie ma prawa, jeśli chce zachować opinię profesjonalistki - wyjaśnia dyrektor.
Kolejną kontrowersją jest teza o "banalności zła", która w miarę upływu lat zdaje się oddalać od swojego desygnatu. Dziś, jak podkreśla Paweł Śpiewak, mamy znacznie większą wiedzę na temat wykonawców zła, których rękami i rozkazami dokonała się zagłada. - Ważniejsza była odpowiedź na pytanie o zmaganie się z problemem horroru ludobójstwa. Eichmann był tylko postacią, jednym z funkcjonariuszy reżimu - mówi profesor.

Najpierw sztuka o romansie Hannah Arendt i Martina Heideggera, a teraz film Margarethe von Trotta "Hannah Arendt" przypomniały nam postać amerykańskiej intelektualistki, filozofa, badaczki totalitaryzmu, autorki m.in. słynnego reportażu sądowego "Eichmann w Jerozolimie". Z podtytułu tej książki pochodzi obiegowa fraza o "banalności zła", która jednak - jak się wydaje - nabrała w potocznej opinii nieco innego znaczenia, niż to, o które chodziło Arendt.

Portret Adolfa Eichmanna jej autorstwa daleki jest bowiem od wizji osobowości totalitarnej, jaką znamy na przykład z "Rozmów z katem" Kazimierza Moczarskiego. Eichmann to… błazen (takie określenie pada w jej książce), człowiek nie tyle mający upodobanie do quasi-militarnej dyscypliny w państwie policyjnym, ile bezmyślny urzędnik, wpadający w zachwyt, gdy uda mu się wypowiedzieć gładkie i patetyczne zdanie, choć dla słuchaczy brzmi ono przede wszystkim niemądrze. I gdyby nie straszliwe skutki działalności Eichmanna, można by uznać go za postać bezwiednie komiczną.

Historia w portalu PolskieRadio.pl >>>

W studiu Trójki gościli: Adam Szostkiewicz, tłumacz "Eichmanna w Jerozolimie" oraz prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego.

"Klub Trójki" poprowadził Jerzy Sosnowski.

Do słuchania audycji "Klub Trójki" zapraszamy od poniedziałku do czwartku po godzinie 21.00.

(sm/mk)

Polecane