Field recording: intrygujące pejzaże dźwiękowe
- Moja kreatywność często polega na przyłożeniu mikrofonu w odpowiednie miejsce po to, by uchwycić esencję chwili - opowiada skromnie Chris Watson, pionier tzw. field recordingu.
Field recording
Foto: Victorgrigas/Wikipedia/domena publiczna
- Kiedy miałem 12-13 lat, dostałem w prezencie od rodziców urządzenie do nagrywania. Najpierw nagrywałem różne dźwięki w domu, pewnego dnia spojrzałem za okno, a tam na drzewach były ptaki. Ponieważ urządzenie miało baterie, mogłem wychodzić i nagrywać 3-4 minuty ich śpiewu, taka była pojemność taśmy. Lubiłem stan, którego doznawałem w trakcie odsłuchiwania taśm, jakbym przeniósł się w inny wymiar: do tej nagranej chwili, która już nigdy nie miała się powtórzyć - mówi Chris Watson, jeden z pionierów field recordingu.
- Taki termin jak "pejzaż dźwiękowy", gdy weźmie się do ręki słownik języka polskiego, nie istnieje. A przecież w 1965 roku została wydana książka "A New Soundscape" Alvina Luciera, który posługuje się tym określeniem. W ogólnym znaczeniu to środowisko akustyczne - wyjaśnia Marcin Dymiter, znany pod pseudonimem Emiter.
Wspomniany wcześniej Chris Watson - człowiek, który zakochał się w dźwiękach natury jako młody chłopak - pozostał im wierny do dziś. - Kompozycje bazujące na dźwiękach natury tworzę, kiedy pracuję przy filmach przyrodniczych. Tworzę też instalacje dźwiękowe, ostatnio w Ogrodzie Botanicznym w Krakowie - mówi artysta.
Dla twórców zajmujących się field recordingiem nagrania terenowe (nie tylko dźwięki przyrody, ale także odgłosy miasta) stanowią często punkt wyjścia do dalszej obróbki - zapętlania, przetwarzania czy filtrowania, w wyniku którego powstają zaskakujące kompozycje.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji "Mówię TAK", w której mówiliśmy również:
- o dorobku Johna i Alana Lomaksów,
- o melodii różnych języków.
(mk)