Jerzy Pilch: nie gotujcie sobie sami barszczu na Wigilię

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Jerzy Pilch: nie gotujcie sobie sami barszczu na Wigilię
Jerzy PilchFoto: PAP/Andrzej Rybczyński

- Właściwie wszystkie Wigilie spędziłem na łonie rodziny. Z wyjątkiem jednej, kiedy byłem sam. I dobrze ją wspominam, muszę powiedzieć - mówi w swoim niepowtarzalnym stylu Jerzy Pilch. Pisarz był gościem Barbary Marcinik w audycji "Magazyn Bardzo Kulturalny".

Posłuchaj

Jerzy Pilch w Magazynie Bardzo Kulturalnym (Magazyn Bardzo Kulturalny/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

Jerzy Pilch wyznał, że nie wyobraża sobie spędzania świąt Bożego Narodzenia w innym miejscu niż w rodzinnej Wiśle. Ale raz zdarzył się wyjątek. - Dla samotnie spędzających Wigilię mam jedną radę. Nie należy się rozkładać psychicznie i udawać, że się robi Wigilię. Broń Boże nie gotujcie sobie sami barszczu. Ten barszcz może być ostatnią waszą tonią, jaką widzicie. W takim przypadku trzeba Wigilię "odmagicznić", próbować potraktować jako normalne święto, najlepiej się czymś zająć. Jak akurat byłem w dosyć mocnym transie, bo pisałem - mówi Pilch.

Adam Ferency czyta "Drugi dziennik" Jerzego Pilcha>>>

Pisarz w 2012 roku ujawnił, że cierpi na chorobę Parkinsona. Życie z chorobą należy do głównych tematów, jakie poruszał w latach 2012-2013 w swoim "Drugim dzienniku", publikowanym na bieżąco w "Tygodniku Powszechnym".  - Wszystkie teksty były publikowane w "Tygodniku". Parę wyrzuciłem, bo mi psuły kompozycję, były zbyt doraźnie. To jest narracja dosyć integralna. Leszek Kołakowski, jak wiadomo odkrył prawo nauki, które powiada: im więcej napiszesz, tym więcej głupstw napiszesz. Nie można powiedzieć, że to nie pasuje do literatury. Trochę głupstw wyrzuciłem - dodaje gość audycji "Magazyn Bardzo Kulturalny" .

-  "Drugi dziennik" nie jest tożsamy jako taki z frazą "drugi tom dziennika". Może być, że to jest drugi tom "Pierwszego dziennika". Ale może też oznaczać, że "drugi" znaczy "inny". Trzeci tom w tej chwili nazwa się "Autobiografia" - opisuje pisarz.

Czy język powieści Jerzego Pilcha zmienia się z upływem czasu? - Prawdopodobnie język z moich wcześniejszych rzeczy, czyli taki język rozkołysany, z dowolną frazą, trochę stylizowany na staropolszczyznę, mógł przypominać język "Transatlantyku" Witolda Gombrowicza. Przy czym "Transatlantyk" jest wzięty z pisarstwa Jana Chryzostoma Paska, a moje "dziwactwa" z edukacji , czyli szkółki niedzielnej, religii, nauki konfirmacyjnej. (Ta polegała na wkuwaniu na pamięć starych pieśni luterańskich i całych partii starego przekładu Biblii gdańskiej). Do tego dochodzi gwara cieszyńska, którą mówiłem do 10. roku życia.  Mój ojciec wymyślił, że lekarstwem na kłopoty z literacką polszczyzną będzie czytanie na głos powieści Henryka Sienkiewicza - wspomina Pilch.

Pisarz stwierdził też, że nie chciałby być takim pisarzem jak przywołany wcześniej Witold Gombrowicz. - Jakby mi ktoś dał szansę wyboru chciałbym być Iwanem Buninem albo Władimirem Nabokowem.  Gombrowicz jest szalenie ważny, w pewnych partiach, jako nauczyciel w "Dzienniku", jako wielki stylista i  i niesłychanie inteligenty człowiek. Inteligencja nie jest zawsze dobra dla literatury - podsumowuje pisarz.

Na "Magazyn Bardzo Kulturalny" zapraszamy w każdą niedzielę o godz. 19.05.

(mp)

Polecane