Bhutan: tu szczęście obywateli jest ważniejsze niż PKB
2013-12-17, 17:12 | aktualizacja 2013-12-30, 12:12
17 grudnia niewielkie himalajskie państwo obchodzi święto narodowe. W 1907 roku na tronie zasiadł pierwszy król Zjednoczonego Królestwa Bhutanu i tym samym zapoczątkował dynastię Wangchucków. Paweł Drozd przygląda się rocznicowym obchodom i dzieli refleksjami z wizyty w tym wyjątkowym kraju.
Posłuchaj
Dziś w stolicy kraju Thimphu na bogato zdobiony stadion przychodzą tysiące Bhutańczyków. Uroczystości mają buddyjski charakter, bowiem religia ta nierozerwalnie związana jest z historią Bhutanu. Tego dnia niemal wszędzie słychać dźwięk kręcących się młynków modlitewnych, trudno za to gdziekolwiek się dodzwonić - wyłączone są nadajniki sieci komórkowych.
W Bhutanie demokracja jest nowym zjawiskiem - pierwsze powszechne wybory odbyły się pięć lat temu. Bhutańczycy nadal nie są przekonani do demokracji, w kraju działa wiele mechanizmów z czasów monarchii. - Jestem rojalistą. Wychowałem się w czasach, kiedy rządził czwarty król, który się nami opiekował. Do dziś próbuję zrozumieć, na czym polega demokracja. Trudno mi się pogodzić ze zmianą, ale Jego Wysokość polecił nam, żebyśmy zaczęli polegać na sobie samych. Minęło tylko pięć lat, zobaczymy jak będzie - mówi Dasho Wangdi.
Jak zmienił się kraj na przestrzeni ostatnich lat? - Po raz pierwszy w Bhutanie byłam dwadzieścia lat temu. W porównaniu z tamtymi czasami dziś to zupełnie inny kraj, chociaż we wschodniej czy centralnej części zdarzają się miejsca, gdzie ludzie żyją tak, jak żyli sto czy dwieście lat temu - opowiada Małgorzata Lehnert-Kossowski, buddystka regularnie odwiedzająca to małe państwo.
Kultura masowa bez pardonu wdziera się tam w wielowiekową tradycję. W Bhutanie jednym z najpopularniejszych programów TV jest... wrestling. - Jednym z największych problemów jest wpływ telewizji na nasze społeczeństwo. Telewizja w Bhutanie istnieje od 1999 roku, młodemu pokoleniu wydaje się, że świat na ekranie jest światem do naśladowania, chociaż jest jasne, że telewizja nie pokazuje rzeczywistości. Tworzy się kultura pożądania tej rzeczy lub innej. A ponieważ zwykle są to rzeczy niedostępne dla zwykłego Bhutańczyka, rodzą się konflikty - mówi Ashi Sonam Choden, siostra czterech Królowych Matek.
- Jednym z głównych wzywań, z którymi musimy się zmierzyć, jest migracja. Wszyscy młodzi ludzie chcą się przenieść ze wsi do stolicy, bo wydaje im się, że tu jest wielkie życie. Niestety, nie dla każdego znajdzie się praca. Rząd musi znaleźć sposób, by zatrzymać młodych na wsi, gdzie teraz mieszkają tylko ich rodzice i dziadkowie - zaznacza kolejny rozmówca Pawła Drozda.
Migracja nie jest jedynym problemy tego kraju. Podążanie za zachodnimi trendami wiąże się również z rosnącym spożyciem narkotyków. - Kiedy Bhutan się otworzył, zaczęliśmy wysyłać nasze dzieci do szkół i na studia za granicę, między innymi do Indii. Gdy młodzi wrócili do kraju, część z nich przywiozła ze sobą uzależnienie od narkotyków - podkreśla dr Chencho Dorji psychiatra i specjalista od uzależnień.
Na szczęście nie tylko zmartwieniami żyją Bhutańczycy. Ich ulubionym sportem jest łucznictwo. Łucznicy spotykają się przy każdej możliwej okazji, treningi odbywają się praktycznie codziennie, niekiedy nawet w godzinach pracy. Bhutańskie łucznictwo różni się od tego, jakie znamy z Europy: dystans pomiędzy strzelającym, a tarczą jest tam dwu- lub nawet trzykrotnie większy.
Podczas strzelania łucznicy często śpiewają. - Zawodnicy muszą znać wiele piosenek. Śpiewają podczas gry, żeby wzmocnić morale drużyny i osłabić przeciwników. Śpiewy są ważne także dla publiczności, która słucha, o czym traktują piosenki i jak są wykonywane - mówi jeden z łuczników. Kolorytu zawodom dodaje fakt, że ich uczestnicy podczas strzelania zachęcani są do spożywania... alkoholu.
Zapraszamy do wysłuchania relacji Pawła Drozda. W dołączonych dźwiękach znajdą Państwo m.in. odpowiedź na pytanie o ciemne strony historii Bhutanu, a także wyjaśnienie, dlaczego w tym kraju bardzo powszechne są... stopery do uszu.
(mk, ei)