Ryszard Czarnecki

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail

Niektórzy z liderów protestu lekarzy chcą swoją polityczną pieczeń upiec przy okazji tego strajku, zupełnie nie mając na względzie interesów lekarzy.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

- Gościem jest Pan Ryszard Czarnecki, europoseł Samoobrony. Witam serdecznie.

- Witam Pana. Witam Państwa jeszcze bardziej serdecznie niż Pan.

- Jak zdrowie?

- Bóg zapłać. Dziękuję. Jeżeli są problemy, to o nich nie mówię

- A ma Pan jakiegoś prywatnego lekarza? Dziś szpitale zaczynają strajk.

- Nie wybieram się chorować. Problem jest poważny. Postulaty środowisk lekarskich są w dużym stopniu zasadne. Choć akurat - prawdę mówiąc - spotykają w rządzie ministra, który naprawdę jest wręcz rzecznikiem, czy ambasadorem interesów środowiska służby zdrowia. Myślę, że akurat z ministrem Religą lepiej jest negocjować, rozmawiać przy jednym stole, niż przystawiać mu pistolet strajkowy do głowy.

- Może nie Religa jest celem, tylko cała ta władza, która chyba za mało dała lekarzom, skoro ich nie uspokoiło?

- Pan bardzo dobrze powiedział. Celem - myślę, że nie lekarzy, ale niektórych liderów związku zawodowego lekarzy - jest ta władza. Przypomnę niebywałą i skandaliczną wypowiedź pana Krzysztofa Bukiela, szefa OZZL, który półtora roku temu, na początku tego rządu powiedział otwartym tekstem - moim celem jest obalenie tego rządu. Jeżeli takie - w gruncie rzeczy - są pragnienia i ambicje lidera OZZL, to one są z całą pewnością inne, niż 99 proc. lekarzy, pielęgniarek, które wezmą udział w tym proteście.

- Tego nie sugerowałem. Ale czy Pan insynuuje tutaj polityczny charakter tego strajku?

- Niczego nie insynuuję. Stwierdzam fakt, że postulaty lekarzy są w dużym stopniu zasadne. Natomiast niektórzy z liderów tego protestu wyraźnie chcą swoją polityczną pieczeń upiec przy okazji tego strajku i zupełnie nie mając na względzie interesów lekarzy.

- To będzie pierwszy tak poważny konflikt społeczny, który ta ekipa musi rozwiązać. Myśli Pan, że da sobie radę? Nie wydaje się, że do tej pory - z tego, co widzimy - była w stanie jakoś łagodzić konflikty. Raczej mamy do czynienia z mocnymi wypowiedziami, zawsze eskalacją. Premier teraz też mówi z wielką niechęcią o postulatach lekarskich.

- Wczoraj wieczorem byłem w jednej z telewizji, do której mają dostęp na żywo telewidzowie - dzwonią.

- To była Telewizja Trwam?

- To nie była Telewizja Trwam. Pudło.

- A gdzie jeszcze mogą dzwonić widzowie?

- Superstacja. I tam akurat dodzwoniła się pani bardzo krytycznie nastawiona do tego strajku. Myślę, że społeczeństwo się tutaj podzieli na tych, którzy uważają, że lekarze powinni strajkować i tych, którzy będą tym oburzeni lub przynajmniej będą temu przeciwni. Myślę, że nie będzie czytelny konflikt władza-społeczeństwo, a raczej konflikt wewnątrz społeczeństwa. Oczywiście władza powinna dawać więcej służbie zdrowia. Tylko, że akurat ten rząd - mówię to z ręką na sercu - zrobił z całą pewnością dla służby zdrowia więcej, także w realizacji postulatów finansowych, niż rząd poprzedni. A jako eurodeputowany powiem, że problemy służby zdrowia - to nie jest absolutnie usprawiedliwienie, wiem, że to lekarzy może nie obchodzić - występują w każdym, nawet starym kraju członkowskim UE. National Health Service w Wielkiej Brytanii to są to permanentne problemy od kilkudziesięciu lat.

- Każdy, kto wychylił się trochę zagranicę wie, że nie jest u nas tak źle.

- Tak.

- Jest źle. Ale bywa gorzej jak na zasobność kraju.

- Miej proporcje mocium panie w tej kwestii.

- Rzeczywiście, lekarze zarabiają skandalicznie mało.

- To prawda.

- Gdzieś te pieniądze giną. Od 1999 roku dwukrotnie wzrosły nakłady w liczbach bezwzględnych na służbę zdrowia, a lekarze wciąż zarabiają skandalicznie mało. Gdzie giną te pieniądze?

- To prawda. Jest to kwestia wciąż jeszcze kulejącej organizacji pracy.

- Raczej wycieku pieniędzy.

- Dokładnie. Ja to powiedziałem dyplomatycznie, jako eurodeputowany. Akurat w tej kwestii również już sporo zrobiono, żeby to marnotrawstwo, wyrzucanie pieniędzy podatnika przez szpitalne okna zmniejszyć, ukrócić. Z całą pewnością te pieniądze, które są marnotrawione, powinny pójść bezwzględnie na pensje dla lekarzy i pielęgniarek.

- Czy Andrzej Lepper jest chory? "Super Express" sugeruje, że takie nagłe zniknięcia wicepremiera nie świadczą najlepiej o jego zdrowiu. Widziałam, jak tabletki łykał - mówi jedna z posłanek. Pan widział?

- Nie widziałem, jak premier Lepper łykał tabletki. W tej chwili jest w Berlinie, na spotkaniu ministrów rolnictwa krajów członkowskich UE. Rozmawiałem z nim wczoraj dwukrotnie. Jest w dobrym zdrowiu. Każdemu takiego zdrowia życzę. Bez przesady, myślę, że kondycje może mieć lepszą ode mnie i lepszą od Pana. Ode mnie na pewno.

- "Super Express" podaje taki scenariusz, który się zdarzył w zeszłym tygodniu. Wtorek - Lepper nie pojawia się publicznie. Na konsultacje do Pałacu Prezydenckiego wysyła Janusza Maksymiuka. Zastępuje go też pan Maksymiuk w programie "Teraz my" w telewizji TVN. Nikt nie potrafi wytłumaczyć niespodziewanej absencji wicepremiera. Lepper wraca w piątek, blady jak ściana. W Białymstoku z trudem wygłasza oświadczenie. Co się dzieje? Pyta "Super Express", a ja powtarzam.

- Naprawdę nie szukajmy sensacji. Premier Andrzej Lepper nie jest chory, funkcjonuje normalnie. Jeżeli do tej pory przyzwyczaił wszystkich do swojego niesamowitego tempa, potrafił być w 4-5 województwach w ciągu jednego dnia - czego Pan jest świadkiem, bo Pan również jeździł za nim po kraju - czytałem Pańskie reportaże na ten temat - jeżeli dziś może nie ma takiego tempa, wynika z tego, że jest wicepremierem i ma trochę inne obowiązki.

- Słabnie? Chyba nie polepszy samopoczucia Andrzeja Leppera - Pan o zdrowie uspokaja - wynik wyborów do sejmiku samorządowego w województwie podlaskim. PiS zdobyło 12 mandatów, LiD oraz Samoobrona po 3, PO 7. Te trzy mandaty, to nie najlepszy wynik.

- Poprzednio mieliśmy 4. Jest to mniej więcej ten sam poziom. Dramatu nie ma. Ale też nie ma powodów do jakiejś specjalnej radości. To mniej więcej stabilny stan poparcia. Z tego wyraźnie wynika, że koalicja rządowa jednak się doskonale broni. PiS, nasz partner koalicyjny, wybory wygrał - gratulacje. Gdy chodzi o stan układu politycznego w tym sejmiku podlaskim, jest bardzo podobny do poprzedniego. Dalej może być pat. Sytuacja niedobra.

- Może po raz kolejny będą musieli mieszkańcy tego województwa iść do wyborów, jeśli się politycy w samorządzie nie pogadają.

- Wczoraj widziałem taką informację, że w czasie wyborów lokalnych na Filipinach, w sytuacji podobnego pata - zdecydował rzut monetą. Być może byłby to jakiś pomysł na Podlasie.

- Pan by rzucił? Pan jest z jednej z partii, to nie może Pan rzucić.

- Nie mogę, chociaż mam nadzieję, że zawsze wypadnie na orzełka.

- W tych wyborach partii wystawiły wszystkich swoich liderów. Tam był i Donald Tusk i Jarosław Kaczyński - ale to nic nowego. Był też Aleksander Kwaśniewski. Po raz pierwszy jako tak wyrazisty polityk LiD - tego bloku partyjnego. A mandaty tylko trzy. Co się dzieje? Czy Kwaśniewski nie ma już tego czaru? Już nie ciągnie wyborców?

- Kwaśniewskiego nawet szereg ludzi lubi. Przyjemnie się go ogląda w telewizji.

- Nie chodzi o to, żeby lubili. Chodzi o to, żeby głosowali.

- Jest kontrowersyjny. Ale jak przyjdzie co do czego i ludzie widzą kandydatów SLD, czy LiD, to wówczas przychodzi chwila refleksji, opamiętania, że jednak ci kandydaci, których widać na listach, to nie są kolejne repliki Aleksandra Kwaśniewskiego, że to jednak jest nieco inny poziom. I wtedy przychodzi opamiętanie, że jednak tutaj Kwaśniewski jest towarem eksportowym lewicy. Ale w gruncie rzeczy lewica, to co innego niż Kwaśniewski.

- Możemy już wyciągać taki wniosek, że to wejście Aleksandra Kwaśniewskiego nie pomogło LiD-owi tak, jak niektórzy oczekiwali? Czy za wcześnie? Była ta wielka konferencja - ona była trochę w trakcie tych głosowań.

- Jest falstart. Żaden cud się nie zdarzył. Nie ma tego, czego oczekiwano, czyli nagłego wzrostu poparcia. Te słupki nie drgnęły. Okazuje się, że Aleksander Kwaśniewski nie jest żadnym cudotwórcą. Lewica nie ma programu, nie ma większego poparcia społecznego. I Kwaśniewski z żadną czarodziejską różdżką im w tym nie pomoże.

- Aleksander Kwaśniewski potrafi też powoli się wspinać, nie tylko efektownie działać. Zobaczymy, czy wystarczy mu energii. Problem ma koalicja rządowa. Problem z obwodnicą wokół Augustowa. Referendum w tej sprawie wprawdzie zdecydowanie wygrane przez zwolenników budowy tej obwodnicy - 92 proc. za - ale nieważne - nieco ponad 21,5 proc. głosowało w tej sprawie. Co dalej z tą obwodnicą?

- Pod względem formalno-prawnym oczywiście referendum jest nieważne, bo nie ma odpowiedniego progu przekroczonego. Wola mieszkańców jest jednoznaczna. 9 na 10 jest za tym, co proponuje rząd - za obwodnicą. I to jest bardzo wyraźny sygnał dla Brukseli. Uważam, że to jest bardzo dobry pomysł premiera i rządu, aby to referendum tam urządzić, ponieważ w tym momencie my, jako Polska schodzimy niejako z linii ciosu, gdy chodzi o relacje z KE.

- KE będzie ganiała mieszkańców?

- Możemy wskazać - jest jednoznaczna wola mieszkańców - mieszkańcy chcą obwodnicy. Nie możemy łamać demokracji. Nie będziemy występować przeciwko mieszkańcom Podlasia. To jest argument w rozmowach polskiego rządu z KE.

- Tę budowę można zaczynać? Dziś "Dziennik" pisze, że ekolodzy obawiają się, że już 1 sierpnia mogą tam wejść buldożery, bo wtedy kończą się niektóre okresy ochronne.

- Nie można tego odwlekać w nieskończoność. Wola mieszkańców jest tutaj jednoznaczna. To ci ludzie tam mieszkają, żyją, pracują i będą dalej żyć.

- Silniki już grzeją i nie da się tego zatrzymać? Nie będzie zatrzymane?

- Ich wola jest ważniejsza niż polityków z Warszawy i urzędników z Brukseli.

- Będzie ta budowa z tego, co Pan wie, jak Pan czuje, jak Pan sądzi?

- Myślę, że to jednak w tym kierunku zmierza. Chociaż oczywiście jest jeszcze czas na rozmowy. Aczkolwiek pola manewru chyba tu duże nie jest.

- Ale jest w koalicji rządowej taka wola, żeby te buldożery wjechały?

- Jest wola, żeby spełnić wolę mieszkańców i zapewnić większe bezpieczeństwo ludziom, którzy tam mieszkają i tę obwodnicę zrobić. Oczywiście kosztem jak najmniejszych strat ekologicznych. Ale UE też nie gra do końca fair, ponieważ nam bardzo surowe warunki dyktuje, gdy chodzi o budowę autostrad, a sama te autostrady budowała często zupełnie urągając przepisom o ochronie środowiska.

- Trochę w innych czasach.

- To prawda. Tylko stwierdzenie faktu, że to nie jest do końca właściwe. Od innych, w tym od Polski, wymaga się znacznie więcej niż od siebie. I to nie jest fair.

- Pan wymaga od siebie. Będzie Pan kandydował na prezesa PZPN, jak Pan zapowiadał wcześniej? Wydaje się, że groźmy kontrkandydat narodził się - pan prezes Listkiewicz. Pan podtrzymuje swoją ofertę?

- Tak. Będę kandydował na prezesa PZPN. Aczkolwiek jest to randka w ciemno, ponieważ nie wiadomo kiedy będzie zjazd PZPN. Ale będę.

- Mamy połowę maja. Chyba miało być już po zjeździe?

- Tak. To prawda. Pan ma dobrą pamięć. Zjazd jest przesuwany od wielu miesięcy. Ale to jest chyba taka neverending story, niekończąca się opowieść. Na razie jest jak z tym chórem w chińskiej operze, który śpiewa przez 3 akty - uciekajmy, uciekajmy, uciekajmy - ale nie rusza się z miejsca.

- Kto oszukuje?

- To jest kwestia procedur.

- Statut jest już zarejestrowany. Można zjazd zwoływać.

- Tak. Tylko teraz trzeba zwołać zjazdy regionalne. Tu nie ma jakiejś specjalnie złej woli. Jest okres dłuższy na przygotowanie tego zjazdu centralnego. Faktem jest, że rzeczywiście zjazdu nie będzie w terminie, o którym publicznie mówił prezes Listkiewicz - będzie pewnie znacznie później. Ale to nie ja tę deklarację składałem.

- Prezes Listkiewicz powinien kandydować? Czy powinien zrezygnować?

- Prezes Listkiewicz powtarzał wielokrotnie, że kandydować nie będzie.

- Dziś związki okręgowe mówią - prezesie, zostań.

- Myślę, że słowa dotrzyma. Słowo prezesa PZPN powinno być dużo warte.

- A jeśli jednak będzie kandydował?

- To się zmierzymy w finałowej rundzie. Pewnie w drugiej turze.

- Prezes Listkiewiczowi przyznanie nam praw do imprezy Euro 2012 dodało skrzydeł.

- To Bogu dzięki, że dostaliśmy Euro 2012.

- Jak Pan obserwuje, nie zasnęliśmy po tej euforii?

- Zobaczymy. To jest wielkie wyzwanie dla władz samorządowych, dla rządu, ale też uwaga dla ustawodawcy, który musi przygotować szybko prawo, które będzie pozwalało na szybkie inwestycje. W bardzo skłóconym parlamencie portugalskim była jedna jedyna ustawa, która przeszła jednogłośnie. To było tuż po tym, jak UEFA przyznała Portugalii, a nie Hiszpanii, co było niespodzianką dla niektórych, praw do organizacji mistrzostw Europy w tym kraju w 2004 roku.

- Zaspaliśmy? Czy wszystko idzie dobrze?

- Nie zaspaliśmy. Idzie dobrze. Może byłoby jeszcze lepiej, gdyby szło bardziej dynamicznie.

- Dziękuję bardzo. Ryszard Czarnecki był gościem "Salonu Politycznego Trójki".

- Dziękuję bardzo.

Polecane