Biesłan. Dziesięć lat później

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Biesłan. Dziesięć lat później
Fragment książki "Biesłan. Pęknięte miasto"Foto: Michał Nogaś/PR

Dziś w "Klubie Trójki” porozmawiamy o ukazującej się właśnie książce o "pękniętym mieście". Gośćmi programu będą: Zbigniew Pawlak, znawca kultury Wschodu, człowiek, który był w Biesłanie czterdzieści dni po ataku na szkołę nr 1 oraz Jerzy A. Wlazło, dziennikarz, który pomógł spisać wspomnienia ze spotkania z tymi, którzy przeżyli i tymi, którzy stracili bliskich…

Był 1 września 2004 roku. Plac przed szkołą nr 1 w Biesłanie, mieście położonym u gór Kaukazu, w Osetii Północnej, powoli zapełniał się odświętnie ubranymi dziećmi, ich rodzicami, krewnymi. Inauguracja roku szkolnego, ten wyjątkowy dzień, jest w Rosji świętem. "Gdybym miał ją do czegoś przyrównać, to chyba jedynie do dnia Pierwszej Komunii Świętej. Bo szkoła na Kaukazie to nie tylko budynek z miejscami do nauki. To przede wszystkim drugi dom dla dzieci. A dzieci są święte" - czytamy w książce "Biesłan. Pęknięte miasto".

Potem rozległy się strzały, ci, którzy zmierzali w stronę szkoły, myśleli początkowo, że spóźnili się na… pokaz fajerwerków. Zamaskowani terroryści opanowali plac i zamknęli zakładników w budynkach szkoły, większość w sali gimnastycznej. Rozpoczął się trzydniowy dramat. Dzieci, rodziców i nauczycieli. A także ich najbliższych, którzy stali przed szkołą nr 1 i nic nie mogli zrobić…

3 września, wczesnym popołudniem, pojawił się wybuch. I kolejne. "Pięcioletnia dziewczynka biegła przed siebie z wyciągniętymi rączkami. Jej dłonie płonęły oblepione plastikiem z paneli. Coś krzyczała, ale krzyku nikt nie mógł usłyszeć. Gdzieś w pobliżu eksplodował kolejny pocisk. Tego, że wojsko zacznie strzelać z czołgów do szkoły pełnej uczniów, nie spodziewał się nikt. Któryś z wybuchów musiał rozwalić jedną ze ścian, bo teraz tamtędy uciekali zakładnicy. Trafiali wprost pod kule snajperów, ale biegli na świeże powietrze. Wielu spotkało śmierć".

Zbigniew Pawlak wiele lat swojego życia, później także z rodziną, spędził na Wschodzie. W Azji Środkowej, na Jedwabnym Szlaku. Pracował, zajmował się - między innymi - pomocą humanitarną. Biesłan i jego mieszkańców zna doskonale. I rozumie ich. Gdy doszło do tragedii w szkole nr 1, bardzo chciał do nich pojechać. Udało się po czterdziestu dniach, gdy kończyła się żałoba. Teraz, wspólnie z Jerzym A. Wlazło, spisał swoje wspomnienia, rozmowy, obserwacje.

Książka, o której dziś porozmawiamy, wiele wyjaśnia. Chce obiektywnie wyjaśnić, dlaczego w Biesłanie doszło do tragedii. Dlaczego dziś jest to miasto pęknięte, dlaczego niektórzy spotkali się z ostracyzmem, bo… przeżyli.

Zapraszam o 21:05,

Michał Nogaś

Polecane